niedziela, 29 września 2013

Alchemia

Pomimo wieloletnich szkolnych starań (moich i nauczycieli), chemia nigdy do mnie nie dotarła, zamiłowanie do matematyki oraz pochłanianie bez problemu tej wiedzy w niczym nie pomogło - chemia jest mi obca i zupełnie niezrozumiała. Codzienność raczej nie stawia mi wyzwań chemicznych, więc całkowicie obojętna na tę wiedzę żyłam sobie spokojnie do momentu aż przeczytałam o farbowaniu naturalnym, a właściwie nie obejrzałam efektów tego farbowania.
Pierwszy raz od dłuższego czasu znowu poczułam, że czytam coś i nie mam zielonego pojęcia o czym piszą, jakieś tajne "alchemiczne manuskrypty" a czytając : siarczan, węglan zaczynałam odczuwać suchość w gardle. 
Wielokrotnie dawałam upust memu zachwytowi wpisując komentarze dziewczynom, które tak farbowały, mnie też nie ominęły próby nawet całkiem udane dzięki Eguni i marzannie.  
Jakiś czas temu przyszła do mnie paczka, PM zastał mnie siedzącą w zadumie nad zawartością. Patrząc na strunowe torebki z białym proszkiem spytał:  "Mam się zacząć martwić ?" 


Dzięki Aldonie mogę naprawdę pomyśleć o naturalnym barwieniu, obdarowała mnie "białymi proszkami" do takiego farbowania potrzebnymi ale co ważniejsze pisze jak i w jakich proporcjach farbować, zaglądam do niej i wiem czego sypać a czego nie. Farbowanie z wykorzystaniem roślin jest stare jak świat, bardziej praco i czasochłonne, wymaga tej wiedzy "alchemicznej", uzyskane kolory nie są tak trwałe jak ze sztucznych barwników ale efekty tego farbowania zawsze mnie pociągały. 

rączki po tym soku miałam piękne
Wspomniana Aldona pomimo rozlicznych zajęć wykazuje stoicki spokój w kontaktach z moją chemiczną ignorancją :)) Takim oto sposobem zafarbowałam wełnę w owocach bzu czarnego. Aldona sposób opisze dokładnie z proporcjami ja do mojego farbowania nie dałam tylko soli.

już wiem co z tego ma być tylko tego czasu tak mało:(

Runo Corriedale po 30 g dodawanych co godzinę dla uzyskania przejścia tonalnego, widać minimalną różnicę pomiędzy 1 a 3 kłębkiem, zobaczę co będzie po uprzędzeniu (skręt wzmacnia kolor). Mnie kolor się podoba, dla PM jest "zjełczały" - cokolwiek ma na myśli. Teraz myślę o farbowaniu w jagodach ligustru - obym tylko czasu miała pod dostatkiem :))

W ostatnim poście wzbudził zainteresowanie mój wzór na sweter (wykrój krawiecki w naturalnych rozmiarach z naniesionym wzorem do wrabiania). Jest to opcja bardzo ekskluzywna ale nieporęczna przez gabaryt, na dodatek wymagająca już trochę narzędzi. Rysuję taki projekt w Corelu lub Photoshop'ie a to programy, których raczej się nie kupuje do domowych komputerów, na dodatek drukuję na solwencie (drukarka wielkoformatowa) a to też raczej większa rzecz.
Robię za to coś co ułatwia mi dzierganie z bardziej skomplikowanych wzorów bez "gubienia się", nigdy nie dziergam patrząc do książki tylko robię zdjęcie wzoru, dopasowuję w komputerze tak by nie ślepić. Taką kartkę wkładam w sztywną koszulkę na dokumenty z prosto naklejonym paskiem, w trakcie dziergania przesuwam wzór nie gubiąc się podczas dziergania. Jeżeli mam zamiar skomponować sama jakiś wzór to drukuję kratkę i wydzielam potrzebną ilość oczek i w tym obszarze rysuję jakieś wzorki, wtedy mam pewność, że wszystko będzie się zgadzało. Wiem to takie drobiazgi ale wyjątkowo ułatwiają życie dziewiarce :))


Frasia tak mnie ostatnio zmotywowała, że udało mi się skończyć "tureckie" skarpety nie do końca trzymałam się opisu i wzoru z książki są bez ściągacza, pięta i stopa po mojemu .


Pięta robiona rzędami skróconymi ale w dwóch kolorach nie do końca wygląda tak jak bym sobie życzyła ale tak to jest jak się wszystko zmienia i testuje :)) To pierwsze skarpety z książki, które są na styk nawet myślę, że trochę za krótkie i to nie przez moje zmiany góra jest co do oczka książkowa. 


Pierwszy raz mam też taką rozbieżność w kolorystyce, do tej pory mniej więcej układ kolorów mi się zgadzał - nie przeszkadza mi to ale intryguje. Czesanka była podzielona na 4 pasma po 25 g - układ kolorów w skarpetach dla mamy się zgadza a w moich nie. Chyba o jedne skarpety za dużo :))


Pozdrawiam Was serdecznie życząc miłej niedzieli :)

niedziela, 22 września 2013

Brak czasu

Nie do końca wiem czemu ale najciekawsze rzeczy dzieją się wtedy jak mam urwanie głowy lub jakieś sprawy, których nijak nie da się odłożyć. 
Z pomysłami mam podobnie przychodzą wtedy, kiedy czasu mam jak na lekarstwo a nawet mniej ale po kolei. Oczywiście nie wytrzymałam i zaczęłam "Autumn" to nic, że brakuje 2 cm do zakończenia "tureckich skarpet" - leżą odłogiem, tak jak haft na krzesła i koronkowy szal z Shetland'a. Tak mnie nosiło, że zaczęłam - no i sprułam, cały ściągacz bo się pomyliłam. Nabrałam za dużo oczek i okazało się, że mam 13 cm za dużo, gdyby było za dużo o 3 cm jakoś bym przeżyła ale 13 - nie dało rady trzeba było pruć. 


już wygląda inaczej - lepiej
Jak doszłam trochę dalej niż widać na zdjęciu uznałam, że mój pomysł na zanikające tło i zanikający wzór nie do końca mi się jednak podoba, więc sprułam. Ufarbowałam dwa nowe kolory - wzór będzie mocny na zanikającym tle. Pudrowy róż i ten blado dyniowy poszedł do prucia. Nie martwię się bo od dłuższego czasu mam zamiar zrobić dużą czapę a'la Bob Marley w stylu Fair Isle, więc kolory będą potrzebne. Właściwie to zaglądając tu i tam wymyśliłam ogólny zarys kilku zimowych kompletów we wrabiane wzory ale jak ich nie przeniosę na papier to odpłyną w niebyt.




Nowe kolory to ten głęboki pomarańcz i brąz który miał być kawą ( na papierze był) a wyszedł ze szczyptą cynamonu no może nawet dwoma :)

nie do końca udane zdjęcie ale uczę się 

W nowym zestawieniu widać, że w mocniejszej kolorystyce będzie ten sweter ale za razem bardzo jesiennej.  Jesienne róże ustępują miejsce dyni i orzechom. Wykrój by nie "ślepić" wydrukowałam w skali 1:1 - ale obojętnie jak bym nie przykładała wzoru to zbieranie raglanu nie do końca mi się podoba jak dojdę do tego momentu to opiszę dokładnie co mi się nie podoba.


Uprzędłam jakieś 100 g runa Falkland, fraktal - nazwalam go sobie "Koniec Lata" i właściwie zgadza się z kolorystyką za oknem.

Na kawałek czesanki South Amerikan wylałam resztki ze słoików i też zmieniłam we fraktala (suszy się).
Zrobiłam to w przypływie załamki, że wszyscy farbują naturalnymi barwnikami a ja nie - chociaż dzięki uprzejmości pewnej Aldony mam wszelkie ku temu proszki - tylko czasu brak by roślinność zbierać :(



Nie do końca jestem w stanie powiedzieć skąd się wzięła ta szara farba bo farbowałam barwnikami "navy blue", dyniowym i świerkowym oczywiście były też jakieś resztki po poprzednich farbowaniach ale przed nakładaniem na czesankę dokładnie wymieszałam a tu takie coś.
Dzisiejsze zdjęcia zawdzięczam nowemu aparatowi pt.: Nikon 5100 w miarę przyswajania nowej wiedzy jakość ich też powinna wzrastać :)

Pozdrawiam Was z nadzieją na ciepłą, słoneczną jesień :))

niedziela, 15 września 2013

Odmowa współpracy

Po 10 latach udanej współpracy z dnia na dzień tak bez wypowiedzenia, ostrzeżenia odmówił współpracy - mnie nic nie przeszkadzało,  nie miałam żadnych zastrzeżeń to "on" się postawił.
No tak jak się domyślacie.... Nikonowi "rozum nie wrócił" - jak pięknie życzyła mu Fouzune i trza było nabyć nowy.
Nowy aparat niby "amatorski" ale kasa za niego "profesjonalna", na nowo trzeba uczyć się obsługi - same niedogodności. Chociaż trochę farbowałam, coś uprzędłam, tureckie skarpety prawie skończyłam i zaczęłam "Autumn" - to dopiero w następnym poście będę mogła  pokazać :) Nowy będzie w tym tygodniu, więc zdjęcia archiwalne.


W ostatnim poście wspomniałam o hartowaniu wełny. Okazało się, że jest kilka osób, które temat zaciekawił więc piszę dość obszernie, bo co tu pisać jak jak nie można pokazać nic nowego :(
Jakieś 3 lub nawet 4 lata temu zafascynowała mnie alpaka suri i szukałam na temat jej obróbki jakiś wiadomości w internecie. Na jakimś amerykańskim blogu (adresu niestety nie mogę znaleźć) znalazłam informacje jak to zbyt długie loki suri autorka tnie na pół, czesze na mechanicznym gręplu i przędzie - ponoć nie powstawały pętelki, które mnie tak denerwują. Zagłębiając się we wpisy, dalej znalazłam post o przycinaniu brudnych końcówek runa owczego by nie "parszywiły" reszty runa (robiłam tak zawsze mając surowe brudne runo na końcach ) . Na tym blogu znalazłam wpis o naprzemiennym wkładaniu wełny do ukropu i lodowatej wody, dotyczył merynosów, więc minęłam.
Całkiem niedawno na FB przeczytałam, że dziewczyny postanowiły hartować wełnę, z wszelkich odnośników dotarłam do postu "Fanaberii" o hartowaniu merynosów, więc też nie poświęciłam zbytnio uwagi, (nie przepadam za merynosami) ale pisze po co to się robi i przy jakim rodzaju nitki. Jedyna rzecz, która mnie zaciekawiła to, że nitka w użytkowaniu nie "mechaci" się  - no bo ma ten filcowy kokon.


merynos 23 - oba poddane hartowaniu


Jakiś czas później moja mama chciała beret taki szary i miękki (nie powstał), z runa szarego merynosa 23 mic uprzędłam navajo i wtedy pierwszy raz postanowiłam na tym małym motku sprawdzić co z tego wyniknie - a że nie doczytałam nigdzie jak ciepła lub jak zimna ma być ta woda zrobiłam na wyczucie. Efekt jakoś mnie nie powalił,  owszem nitka zyskała na atrakcyjności - jest taka bardziej gładka. Włóczki nie użyłam więc sprawa poszła w zapomnienie.

bardziej "sznurki" niż puszystość
Myśl wróciła podczas farbowania motków pod moją wersję "Autumn", ale głównym  powodem nie było zapobiegnięcie  mechaceniu się - tylko to, że mam ograniczoną liczbę garnków do farbowania, a nie chciało mi się czekać aż wystygną jedne, by farbować kolejne. Z czystej niecierpliwości mojej osoby to uczyniłam.
Spróbowałam na pojedynczym motku (jedne 25 g odżałuję) - z kąpieli wodnej o temperaturze ok 85 stopni włożyłam motek do zimnej wody z kramu to jakieś 10 - 12 stopni. Zimnej dolewałam stale ale ta gorąca już przy drugim razie nie była tak gorąca, więc może nie do końca jest to prawdziwe hartowanie.
To co od razu zauważyłam to tak jakby bardziej "perłowy" splot, taki blask w skręcie, no ale to Bfl.



Zdjęcie dość ciemne ale ukazuje to co mi się spodobało w mokrych jeszcze motkach - "perełki" blasku przy skręcie.
Motki przekładałam z jednej wody do drugiej (dwa razy) nie gniotąc, nie uciskając - za pomocą drewnianej łyżki, choć palce też do tego prawie wrzątku włożyłam.
Ostatnia  była zimna woda (dałam mu tutaj kilka chwil wytchnienia), motek położyłam do odcieknięcia a po jakimś czasie poszedł do ogrodu na sznurki i tyle, a efekt możecie ocenić same.
Warto wspomnieć też, że oryginalna "owsianka" była tłuczona o wannę to też dodaje objętości i puszystości a hartowane motki nie, więc czy to moje hartowanie było prawdziwe trudno powiedzieć nitka na pewno jest gładsza.



Cała sprawa się rozstrzygnie podczas użytkowania dzianiny, a że sweter będzie z tych na gołe ciało to trzeba będzie prać częściej więc zobaczymy czy będzie się "mechacił" - no ale najpierw muszę go zrobić :))
Ciesząc się z słońca za oknem - pozdrawiam Was :)


niedziela, 8 września 2013

Nawiedzona baba

Ostatni  tydzień wakacji był dla mnie bardzo pracowity, nie pamiętam kiedy mieliśmy takie urwanie głowy, chyba przed kryzysem - chwile na zajęcia ulubione w bardzo ograniczonej ilości.
Nie zaglądam do pasmanterii internetowych by nie zwiększać zapasów w szafach i nie popadać w coś co "muszę" mieć, ale dla odstresowania jakoś w poprzedni wtorek, wypatrzyłam w e-dziewiarce zestaw do blokowania - napinania koronek. Na stanie było 5 kompletów (nie za drogich ale też nie tanich biorąc pod uwagę, że to tylko kilka drutów). Pamiętając moje próby zdobycia czegoś podobnego w sklepach "żelaznych" i "castoramo-podobnych" postanowiłam wedle weekendu zakupić. Jakoś w czwartek zerknęłam i komplety były 4 więc spokojnie, w piątek około południa coś mi nie dawało spokoju - ostatni zestaw pięć minut po dwunastej w piątek - kupiłam ja.  



Przy niedzielnym obiedzie opowiadam o tych zakupach i wygłaszam tekst : te nawiedzone kobiety wykupiły wszystko. PM patrzy na mnie i mówi : O tak - nawiedzone, coś o tym wiem z jedną z nich mieszkam....

Druty przyszły w ten wtorek, żadna rewelacja, no druty ale jakie przydatne gdy mamy zamiar robić dość duże koronkowe szale. 

Miniony tydzień wyraźnie spokojniejszy pozwolił mi na rozkoszowanie się farbowaniem pod wspomniany wcześniej sweter "Autumn Rose". Farbowanie rzadko bywa dla mnie formą relaksu (mania naśladowania barw) a tu wiedziałam, że nie chcę kolorów z oryginału ani innych internetowych wariacji na ten temat. Miało być ciepło, jesiennie, miękko. Żaden z kolorów nie jest "czysty" z torebki, wszystko mieszane - jak czegoś braknie będzie źle ale na razie mi się podoba. Jedyny oryginalny kolor to wspomniana "owsianka" jej nie mogło w czystej formie zabraknąć :) 



Barwniki nakładane na Bfl w kolorze "owsianki", więc trochę trudniej bo trzeba uwzględnić przy mieszaniu barwę samej czesanki a i zależało mi na nałożeniu barwnika tak by ta "owsiankowość" nie została zakryta.


 Nawet przy ciemniejszych barwach widać, że wełna nie jest jednolita, nie jest też idealnie dogłębnie ufarbowana, chociaż moczyłam w specjalnym płynie z WofW'a do wełny, tam gdzie motki były zbyt mocno związane złapało słabiej pomimo, że farbowałam w kąpieli wodnej. Nie mam zamiaru nic poprawiać zostanie tak jak jest bo o dziwo nie oczekując czegoś konkretnego co sobie wcześniej wymyśliłam - jestem zadowolona.
Przy okazji farbowania zrobiłam jeszcze jedną rzecz, zahartowałam motki. Mam kilka rzeczy zrobionych z naturalnego bfl, nieznacznie mechacą się - nie tragizuję ale nie lubię - postanowiłam, że skoro już motki siedzą prawie we wrzątku to nic nie stoi na przeszkodzie spróbować.
Zdjęcie pod spodem pokazuje jaka jest różnica w wyglądzie nitki - czy będzie różnica w użytkowaniu dzianiny tego nie wiem ale na pewno napiszę jak ponoszę ten sweter.


hartowana pistacja i tradycyjnie prana "owsianka"

 Wzór mam już przygotowany, dam do druku i będę mogła zacząć dziergać, sama konstrukcja jest również oparta o raglan ale rękawy zrobię na końcu.  Opowiem w trakcie dziergania.


Trochę nieudanie zdjęcie moich bratków w oknie ale uwierzcie mi wyglądają tak promiennie, że aż chce się prząść - więc zaczynam po nie za długiej ale jednak przerwie :))


W cudownie letni poranek ale już z nutą jesieni pozdrawiam :D


niedziela, 1 września 2013

Na pocieszenie skarpety.

Chyba zrobię sobie skarpety i to takie kolorowe, z tej książki. Mam ją już jakiś czas i kilka par wg wzorów w niej opisanych zrobiłam.  W dalszym ciągu nie rozumiem jakim sposobem przy tej samej włóczce i rozmiarze drutów na podany w książce rozmiar 38- 41 ja zawsze mam je za obszerne i za długie. Nie stawiam oczek bardzo ściśle (by nie wyszła derka) ale też daleko mi do luźnego dziergania a różnica jest spora. 


do "tureckiego" farbowania - tureckie wzorki
Wzór prawdopodobnie przerobię z powodu pięty, która w oryginale mi się nie podoba ale zobaczymy.
Skarpety muszę zrobić, bo potrzebuję pocieszenia i to potrójnego po pierwsze aparat fotograficzny zaczyna mi szwankować - wiem jest stary ale super firmowy (Nikon z możliwością zapisywania RAW'ów), więc myślałam, że wieczny :(
Drugi powód to ostatnie skarpety miało być w miarę elegancko wyszło jak wyszło - pstrokato.
Brakło zieleni by wykończyć palce i jest dziwnie,  to w 100% moja wełna  (mieszanka Corriedale + nylon). Bardzo mi zależy na znalezieniu odpowiednio trwałej mieszanki na skarpety z własnej przędzy, by opłacało się wysilać we wrabiane wzorów.


Wzór darmowy w nazwie coś o "wolności motyli" do znalezienia na Ravelry. Tutaj też musiałam skrócić górę i dół. Góra to kwestia gustu może być krótsza lub dłuższa, ja preferuję taką 10- 12 cm nad kostkę ale stopa to już raczej powinna pasować. Noszę rozmiar 39-40 (w zależności od firmy). Wzór okroiłam o jednego "motyla" na górze i jednego na dole. Druty nr 2 i 2,25 do wrabiania.

w oryginale 7 "motyli" u mnie 5
Kiedyś dawno temu napisałam post o "pięcie" i tutaj muszę napisać sprostowanie, piętę robię już inaczej. Poprzedniego sposobu nauczyła mnie babcia i był w porządku do momentu przejrzenia kilku książek o skarpetach. W tej chwili moim ulubionym sposobem na piętę jest mariaż babcinego (sposób dziergania fałszywym wzorem angielskim) ale oczka zbieram za pomocą rzędów skróconych.

sama se zrobiłam to zdjęcie
Pięta wychodzi taka ładnie zaokrąglona, taka dopasowana - no bardzo mi przypadł do gustu ten sposób na piętę. Oczka zbierane na stopie, co też wygląda całkiem ładnie.
Wzór jest tak rozrysowany, że osoby z węższą stopą spokojnie mogą go przystosować do swojego rozmiaru.
dokończone celem testowania trwałości włóczki

Same w sobie skarpety nie są złe ale ja wolałabym z ciemnymi palcami i ciemnym ściągaczem, no cóż może kiedyś powtórzę ten wzór bo przyjemnie się go dziergało.



Jak widać na zdjęciu powyżej ja często się pocieszam skarpetami ale tak prawdę powiedziawszy (napisawszy) takich skarpet nigdy za wiele.
Trzecia rzecz, która mnie martwi to haft a raczej czy wystarczająco ufarbowałam nici na tło, jestem prawie w połowie i już teraz wiem, że może braknąć. Nici mogę dokupić ale z powtórzeniem farbowania będzie już większy problem.

Jak skończę ten kawałek wszystko będzie jasne ale trochę to jednak potrwa więc, żyję w niepewności :(

Pozdrawiam Was ciesząc się, że wczoraj zdążyłam zasilić rododendrony i magnolie - bo dzisiaj nieźle pada :)