niedziela, 21 grudnia 2014

Szarość

Przędę mglistość ale nie do końca jestem pewna czy dokładnie jest to to czego się spodziewałam. W słońcu wygląda bajecznie, perliście, srebrzyście, mgliście bardzo jasno i wtedy mi się podoba jest właśnie tym czego chciałam.


Pod wieczór w blasku lampy zaczyna być mgłą wieczorową porą, wyraźnie ciemnieje a tego nie za bardzo chciałam, bez słońca i bez lampy jest nocną mgłą z "zerową widocznością". Pod wieczór jest to całkiem ciemna nitka, pocieszam się tym, że będzie to szal noszony na grafitowym płaszczu więc powinien być widoczny.


Nitkę przędę na szal, o którym pisałam tu, oczywiście przed rozpoczęciem przędzenia zapoznałam się z parametrami włóczki z jakiej szal jest zrobiony (50 g - 250 m), w oryginale jest to 2-nitka z BT, ja postanowiłam zrobić moją nitkę o tych samych parametrach. Jest tylko  jedna różnica moja przędza to 4- nitka (eksperyment -bardzo ściśle przędę by nitka się nie mechaciła) . Uprzędłam już dwa motki, jeden z nich to 106 g - 501,6 m czyli udało się trafić z grubością. Pomyślałam, że jak już mam te dwa motki to mogę zakupić sobie wzór, a tam taka notka "With 2 strands of yarn held together" - robić z dwóch nitek razem !! Lekko zgrzytam zębami bo mogłam prząść trochę cieniej i zrobić jedną 9-nitkę w navajo, oby wyglądał ten szal tak jak sobie wymyśliłam bo inaczej zostanę z 0,5 kg nitki o niewiadomym przeznaczeniu.


lewy prany, prawy nie 
Pranie rozpulchnia trochę merynosy więc jest nadzieja, że szal będzie wyglądał jednolicie i nie będzie widać, że jest ze składanej przędzy. Uprzędłam jeszcze trochę Corriedale bo może uda mi się w święta narysować czapkę pod resztki z ostatniego swetra. Dla porównania bieli zrobiłam zdjęcie z moją szarością i białe Corriedale to raczej białe nie jest, a w swetrze ta różnica aż tak mi nie przeszkadzała, może wykorzystam bielsze runo to czapki.


Za to bez zbędnych rozterek przyjęłam to urządzenie, jest to mega wielka golarka do wszelkiej dzianiny i tkaniny. Miałam małą na baterie ale nie byłam z niej zadowolona a i baterie wyczerpywały się zbyt szybko. Ta jest sieciowa z akumulatorem i pomaga mi "odmeszać" wszelkie dzianiny - czapka PM znów ma wzory, oczyściłam również skarpety i nabrały ładniejszego wyglądu, na dodatek ma dodatkowe ostrza więc jest szansa, że posłuży trochę dłużej. 



Wszelkie starsze dzianiny wyglądają po spotkaniu z golarką na młodsze, a i te niedawno zrobione swetry w miejscach newralgicznych odnowiłam.
Wzór gwiezdnej czapki przerobiłam na PDF'a jest do pobrania w pasku bocznym.

Pozdrawiam Was serdecznie i pamiętajcie o Candy :)

niedziela, 14 grudnia 2014

Do moich wydumanych przyjaciół

Trudno mi sobie przypomnieć kiedy zaczęło u nas  funkcjonować  to powiedzonko - " ty i twoi wydumani przyjaciele". Na pewno jest trawestacją tytułu bajki   "Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster".
"Akcja serialu toczy się w świecie, w którym powstający w wyobraźni dzieci przyjaciele mogą pojawić się w rzeczywistości. Zmyśleni przyjaciele nie rosną, w przeciwieństwie do swoich stwórców – którzy po osiągnięciu dojrzałości przestają się nimi interesować i zostawiają ich na pastwę losu. Właśnie w celu zapewnienia opieki wytworom wyobraźni został założony dom przeznaczony dla bezdomnych zmyślonych przyjaciół, kierowany przez podstarzałą panią Foster. Jako, że dom pełni jednocześnie funkcję ośrodka adopcyjnego, jego pensjonariusze mogą zostać zaadoptowani przez inne dzieci."
Na pewno odnosi się do moich blogowych poczynań: a to musiałam komuś odpisać, a to coś skomentować, a to post napisać bo jakże tak bez postu może ktoś się już przyzwyczaił, że się pojawiają - powolutku znajomości z internetu stały się ważne i pożądane. Nie tak od razu powiedzonko się pojawiło, dopiero po jakim roku lub dłuższej obecności w blogosferze zaczęło funkcjonować na dobre. Nie pomogły tłumaczenia, że ci "wydumani przyjaciele" jak najbardziej są realni, że gdzieś tam fizycznie są - sam fakt znajomości w internecie nadaje jej charakter czegoś nienamacalnego i to ugruntowuje moją rodzinę do przypisywania mi zmyślonych przyjaciół :)





 W tej chwili już się nie bronię bo lepszych przyjaciół bym sobie nie wymyśliła, kochają to co ja, bawią się tak jak ja, mają świetne pomysły, którymi się dzielą, pocieszą jak smutno, a na dodatek zawsze są na miejscu wystarczy włączyć komputer :)

 Dlatego dla moich wydumanych ale jakże prawdziwych przyjaciół postanowiłam zorganizować drobne Candy. Nie jest to rocznicowe candy chociaż niedługo będzie prawie 200 postów na dodatek obserwatorów jest całkiem sporo, no i od marca zacznie się piąty rok mojego blogowania więc czemu nie :)
Przygotowałam coś dla miłośniczki farbowania, coś dla prządki i coś dla dziewiarki - zasady takie jak zwykle ale niekoniecznie musicie się chwalić bo zależy mi na tym by obdarować kogoś kto do mnie zagląda. Jak zwykle trzeba wybrać i zapisać się na jedną rzecz a kto zostanie obdarowany ogłoszę 4 stycznia.

Pierwszy fant to barwniki do wełny z Eurolany - zestaw podstawowy w CMYK (no prawie :) Barwniki są bardzo wydajne i spokojnie można nimi ufarbować wiele kilogramów wełny.



Drugi zestaw to 250 g runa rasy Merynos 23 mic w ośmiu zimowych odcieniach, w sam raz do mieszania na fantazyjną przędzę lub na nitki pod wzory wrabiane w stylu Fair Isle.



Trzeci zestaw to moja przędza Bfl + moher, każdy motek ma trochę ponad 100 g, w skręcie navajo - do wyboru albo odcienie lawendy lub pistacja z limonką.


Życząc  miłej zabawy pozdrawiam Was serdecznie moi wydumani przyjaciele :))



niedziela, 7 grudnia 2014

Pocieszacze

Czekałam z niecierpliwością na uzupełniane stanów w sklepiku, mam prawie pół roku na myślenie co tu wymyślić :) Wymyślam mieszanki dla siebie jedne ciekawsze inne mniej,  komponuję pod względem koloru, jakości runa, no i przeznaczenia. Tym razem chodziła mi po głowie jakaś srebrzysta kompozycja, z połyskiem , a wszystko przez przedostatni katalog z BT.



przędzie się srebro

 Jakiś czas temu się pojawił wzbudził mój zachwyt i nie tylko mój - Theli również wzdycha do kilku projektów z niego. Mnie zachwycił ten szal, jakoś tak mnie ujęła jego prostota a zarazem elegancja - no napatrzeć się nie mogę. Zachciało mi się takiego w połyskliwej szarości, włóczkę można kupić  w BT ale jak to policzyłam to wyszło mi, że sama sobie zrobię, na dodatek z jedwabiem.

zdjęcie z katalogu Brooklyn Tweed 
To pierwsze takie odstępstwo jakiego się dopuściłam, na mieszankę wybrałam MERYNOSY,  no cóż o kolor chodziło, a szary merynos wpada w taki niebieskawy odcień, na dodatek Polwarth to bardzo białe runo no i jedwab dla blasku - z każdego rodzaju runa jest równa część ale teraz myślę, że bieli mogło być jeszcze więcej. Postanowiłam, że uprzędę jak tylko cienko się da, bardzo dobrze skręcone nitki by się nie "mechaciły" - będzie to jak się uda,  4- nitka - taka z tych cieńszych.  Jak na razie nitka jest cienka i ma taki satynowy połysk tylko natura nie chce współpracować podczas robienia zdjęć.

zdjęcie nie oddaje prawdy o kolorze :(


Przędzenia będzie trochę bo mam tego 500 g, na drutach coś tam kończę ale ostatnie niepowodzenie z litewską rękawiczką tak mnie zdołowało, że 500 g runa zupełnie nie wystarczy jako pocieszenie.
W tym samym katalogu z BT zobaczyłam sweter, który też chętnie bym uczyniła dla siebie (po kilku przeróbkach) ale już bez konieczności przędzenia na niego wełny wystarczy kupić i tak też się stało.

zdjęcie z katalogu Brooklyn Tweed
Jak już robiłam zakupy uzupełniające do sklepiku to czemu nie kupić sobie włóczki w dodatku wełny z jedwabiem w całkiem znośnej cenie, wyglądała ładnie na zdjęciu taki niby grafit niby szarość, zamiast nazwy koloru słowo "gentleman".  No i mam dżentelmena w brązie :) Niby nic się nie stało bo brąz też kocham ale ja już się nastawiłam na grafit. Sprawa musi dojrzeć, a że sweter będzie miał kieszenie i będzie rozpinany w całości, i rękawy nie będą lewe tylko prawe to może uda się go zrobić z tego brązu. 



Z nowości w sklepiku pojawiła się alpaka suri, przypominająca w dotyku i wyglądzie jedwab, jedno z run, które od dawna chciałam przetestować oraz runo lamy. 


Alpaka suri


Runo lamy wzbudziło mój zachwyt, jest to wersja "odwłosiona" - moje słowotwórstwo ale tak oddam najlepiej charakter tego produktu. W przypadku wielbłądów, jaków czy innych zwierząt o mieszanej okrywie włosowej lamy posiadają ją również - w bardzo miękkim i delikatnym puchu znajduje się sporo włosów ostrych. Specjalny proces wyczesywania pozwala na usunięcie niepożądanych grubych włosów pozostawiając sam puch. Puch lam ma jeszcze inną zaletę jest o wiele dłuższy od puchu wielbłąda i jaka, a to przy przędzeniu spora zaleta. 


Lama w śmietankowej bieli

Tak mi się spodobała ta miękkość, że chyba uczynię sobie jakąś czapkę lub rękawiczki w takiej śmietankowej bieli. Przez te lata obróbki wełny i nie tylko jej, dochodzę do wniosku, że runo owcze prosto ze strzyży jest o wiele prostszym i wdzięczniejszym materiałem do samodzielnej obróbki niż wielbłądowate. Taką lamę czy wielbłąda trudno ręcznie pozbawić ostrych włosów, a alpaki też bywają różne - mnie dźgających wielbłądów starczy - teraz chcę miękkości. 
Z nowości wełnianych jest runo rasy Kent Romney, chciałam je już kupić jakiś czas temu ale była tylko wersja nieuczesana. Postanowiłam również nie kupować wersji Bfl pasmowo mieszanej z jedwabiem (zostały resztki), od tej chwili w sklepiku będzie tylko moja wersja równomiernie mieszana - jest trochę droższa ale moim zdaniem równomierne mieszanie jest dużo sensowniejsze. 

Przędąc srebrzyste nitki pozdrawiam Was serdecznie. 


niedziela, 30 listopada 2014

W zastępstwie czapka

Dzisiejszy wpis miał być o czymś zupełnie innym ale jak to w życiu bywa często nie mamy na niektóre rzeczy wpływu i plany muszą ulec zmianie. Miało być trochę o nowych czesankach, trochę o moich pomysłach na nowe mieszanki  i czego namieszałam, i trochę o tym jak się pocieszam. Niestety paczka szła pieszo :(
Stwierdziłam, że jak tak dalej pójdzie to w niedzielę post się nie ukarze bo nie ma o czym pisać, robótka z resztek bez szans na ukończenie, podkoszulek z bambusa też. Gdzieś koło wtorku wpadłam na myśl uczynienia szaro-czerwonej czapki w gwiazdy dla żony kuzyna, a że w sobotę byliśmy na imprezie urodzinowej kuzyna to czapkę mogłam zanieść - co z tego, że to urodziny kuzyna - żona może dostawać prezenty na swoje urodziny i na urodziny męża. Post ukazuje się w niedzielę to z czystym sumieniem mogę napisać czy czapka się podobała czy nie, a i obdarowana osoba zobaczyła ją pierwsza.
Z rysowaniem wzoru miałam trochę problemów ale po dokładnym przeliczeniu, odliczeniu i doliczeniu udało się jakoś to ogarnąć (jak będę miała czas to wzór może będzie w PDF).



Przy dzierganiu czapek korzystam najczęściej z drutów do skarpet (tych dłuższych) chociaż zdarza mi się też robić na żyłkowych (metodą magic loop) - za to przy rękawiczkach i skarpetach nie ma szans zawsze są to druty dziewiarskie. Cały czas mnie zastanawiało dlaczego drutów dziewiarskich KP jest 6 w komplecie, przy tej czapce chwaliłam sobie tą ilość drutów, czapka jest 5 panelowa, a nie ma nic lepszego niż każdy panel wzoru na osobnym drucie, nie ma szans na jakąkolwiek pomyłkę :)



Czapka miała pasować do gwieździstych getrów, motywem głównym miała być ta wielka gwiazda, ja musiałam tylko sensownie rozpisać górę by wyglądała gwieździście.




 Getry są  zrobione z runa Corriedale (kolorystycznie ładniejszy szary)ale czapka miała być milusia i nie drapiąca w czoło - merynos ma trochę niebieskawy odcień ale na pewno nie będzie drapał. Jasna czerwień to Bfl a cieniowana to reszta farbowanego Corriedale na getry.



Samo zrobienie czapki poszło całkiem sprawnie na dodatek myśli miałam zajęte to i o przesyłce nie wspominałam, która gdzieś tam krążyła po Europie, a jak już kończyłam to aż westchnęłam - zrobię guzik :)


Guzik zrobiłam z mieszanki angory z jedwabiem jest totalnie biały z meszkiem i połyskiem bardzo mi się podoba no ale jak pisałam kocham te guziki.
Czapka się spodobała i mam nadzieję, że będzie noszona, w piątek późnym popołudniem kurier przywiózł poobijaną, z pękniętym bokiem paczkę.



W moim otoczeniu nowe elementy dekoracji, dostałam od mamy wieniec adwentowy  - jak ten czas mknie to aż niemożliwe, że za niecałe cztery tygodnie święta.


Pozdrawiam Was ciepło pomimo zimna na dworze.

niedziela, 23 listopada 2014

Na szorstko

Jakiś czas temu przerabiałam poduszki, a że nabrały nowego kształtu to też konieczna była zmiana poszewek. Uszyłam moim zdaniem całkiem przyzwoite, dwie zmiany poszewek . Jestem z nich zadowolona wyglądają ładnie, są w kolorystyce pasującej do reszty pomieszczenia i jako "ozdobniki" zdają egzamin. Niestety PM nie zaprzyjaźnił się z nimi, są za "śliskie", wypoczywając na kanapie, podczas oglądania telewizji PM się "ślizga". Mówiłam, że musi się przyzwyczaić, że to nowy kształt itp. nic nie pomogło musiałam uszyć nowe - antypoślizgowe. 


Takim to sposobem w krótkim czasie uszyłam 10 ozdobnych poszewek na 3 poduszki, tak bogato to one nigdy nie miały :) Tym razem moje poszukiwania materiału nie skupiły się w 100 % na kolorystyce tylko poszukiwałam czegoś szorstkiego wręcz chropowatego ale nie przesadnie by nie usłyszeć, że te drapią. Materiał kupiłam jak ostatnio w sklepie z używaną odzieżą, była to kotara o składzie bawełna-poliester, o fakturze tkanego lnu - śliskie nie jest.



Tym razem ozdobny brzeg uszyłam sama, wykorzystując lamówkę, którą miałam w domu i dość gruby lniany sznurek. Nowe poszewki zostały przyjęte z rezerwą ale po przetestowaniu usłyszałam, że są lepsze. Poprzednie bardziej mi się podobały kolorystycznie ale te też nie wyglądają najgorzej. 



Smętny kawałek rękawiczki z poprzedniego postu został zmierzony, przeliczyłam ilości oczek na centymetry, przeprowadziłam wszelkie niezbędne operacje by zaczynając od nowa nie zostać w połowie dziergania ze zdziwioną miną - jednego jestem pewna, że przy tej ilości oczek nie jestem w stanie uprząść tak cienkiej nitki z Shetlanda by rękawiczka była w miarę zgrabna. Na razie odpoczywamy od siebie. 
Przyrasta za to dzianiny z utylizacji resztek, jeszcze kilka wieczorów i może z dużej ilości resztek zrobię małe resztki. Szerzej o tym projekcie napiszę jak skończę bo jeszcze nie do końca wiem czy jest to trafiony pomysł. 



 Uprzędłam też szarego merynosa jako dodatek do czerwonego Bfl, będę robić czapkę dla żony kuzyna. Czapka ma pasować do tych getrów, wzór na getry mam, teraz muszę tylko przerobić go na czapkę i można dziergać. Na dworze coraz zimniej więc czapka będzie intensywniej wyczekiwana, szczególnie, że ma być do kompletu z getrami i rękawiczkami.

Bfl i szary merynos

W oczekiwaniu na mniej ponure dni pozdrawiam Was.

niedziela, 16 listopada 2014

Trudna miłość

Jakiś czas temu pisałam ile czasu zajęło mi zgromadzenie wszystkich niezbędnych części składowych na litewskie rękawiczki. Każda próba zrobienia ich kończyła się niepowodzeniem a to wełna nie taka, a to druty za grube, wzory z taką ilością oczek, że jak okroję to wyjdzie mizernie. 


 Skończyłam sweter, pobawiłam się innymi rzeczami i stało się oczywiste, że nic nie stoi na przeszkodzie by zacząć to na co tak długo czekałam, wszak wszelkie potrzebne składniki są.
Wzór miałam upatrzony już dawno, więc samo rysowanie nie trwało długo, jak szybko zaczęłam tak sprułam, okazało się, że bez odpowiedniego brzegu prawe oczka pomimo wrabianego wzoru się wywijały.

tło to bambusowy podkoszulek, który wolno rośnie

Nowy brzeg jest podwójny (składany) z prawych oczek w "ząbki" prawie niewidoczne ale się nie wywija ku górze. Samo dzierganie dość wymagające wszak to druty 1,25 a na każdym 26 oczek (104 w obwodzie), nitka typu lace,  materia wychodząca spod drutów cieniutka. 




Niby wszystko dobrze a jednak "śmigło" !  Nie wiem na ile są prawdziwe książkowe parametry, przekonałam się wielokrotnie, że mijają się z rzeczywistością ale teraz spełniłam wszelkie potrzebne warunki a tu nie to czego bym sobie życzyła. Wiem, że litewskie rękawiczki do najzgrabniejszych nie należą, są wręcz "łapciowate" - chciałam bardzo drobnego wzoru na w miarę zgrabnej rękawiczce, wzór jest drobny ale początkom rękawiczki do zgrabności sporo brakuje. Moje rękawiczki te luźne mają w nadgarstku ok 9 cm (18 cm w obwodzie) te mają prawie 11 i pół cm, wiem po wypraniu też będzie trochę inaczej tylko czy lepiej. 


Po raz kolejny nie jest to to czego się spodziewałam, na razie przestałam je robić muszę odpocząć od nich i zastanowić się czy je kończyć czy nie. PM pociesza mnie, bym skończyła i jak mi się nie będą podobały to mam wstawić do sklepiku.  Tylko komu sprzedać olbrzymy i trolle to postacie z bajki. Tak mnie rozczarowały te rękawiczki, że musiałam zająć się czymś innym, najpierw postanowiłam ogarnąć resztki, w miarę definitywnie - narysowałam wzór i zobaczymy może będzie o czym pisać za jakiś czas.


 Przeprosiłam się też ze sznurkiem lnianym w kołowrotku już nie mam sił wmyślać nowego napędu, rzemień "urósł" tak, że brakło regulacji. Czerwone Bfl jest dla żony kuzyna na czapkę, środkowy motek to runo Eider farbowane orzechem włoskim uczyniłam z niego navajo, lawenda z fioletem tak się przyplątały podczas przeglądania zawartości pudeł.
Pudła przeglądałam bo był czas na uzupełnienie stanów magazynowych w sklepiku i tu muszę się przyznać, że pomimo totalnego postanowienia nie kupowania nowej włóczki, ale koniecznie potrzebująca pocieszenia po historii z rękawiczką - pocieszyłam się troszeczkę :)


 Wbrew ogólnej opinii o depresyjnym listopadzie przyglądam się pięknej karcie w kalendarzu opatrzonej jednym z moich ulubionych dzieł A. Muchy, podziwiam mglistość poranków i wieczorów - czekając na powrót chęci do czynienia rękawiczek.




Pozdrawiam Was serdecznie.

niedziela, 9 listopada 2014

Rękawiczki dla nerwowych

Kilkakrotnie pisałam już, że resztki mnie pochłaniają, gdzie nie zajrzę mam kłębuszki, mniejsze i większe a nawet całkiem spore. Po czapce PM została alpaka, z jasnego i ciemnego motka zrobiłam mitenki, których wzór wisi w pasku bocznym, został motek w średnim beżu. 




Człapie za mną jakiś wzór bliżej nieokreślony, niby jakieś oczka tkackie sama nie wiem i jeszcze nie tak szybko się dowiem robię próby i ciągle nie to. Pierwsza myśl zrobić jeszcze jedną czapkę dla PM ale po co jak ma jedyną słuszną a resztę omija. Tak leżał sobie ten motek i nie dawał mi spokoju. 


Na dworze niby ciepło ale moje ręce sugerują coś innego, więc czemu nie zrobić takich przejściowych rękawiczek, super ciepłe nie będą ale na pierwsze chłody czemu nie. Motek był trochę nadwyrężony (brakowało 6 g) ale byłam święcie przekonana, że na takie drobne rękawiczki starczy. 



Nie mogły być całkiem proste z nudnym ściągaczem, na wierzchu dłoni drobny wzór oczek krzyżowych, dobrze wpasowujący się w ściągacz, stopniowo zanikający. Przez taką konstrukcję ściągacza rękawiczka ładnie trzyma się nadgarstka i dobrze leży na dłoni. 


Na wysokości palców wiedziałam już, że przeceniłam wydajność włóczki ale stwierdziłam, że z resztek pozostałych po mitenkach zrobię palce w kolorze. Dziergało się szybko i przyjemnie, a ja jestem zadowolona bo po motkach alpaki zostały mikroskopijne resztki. Prosząc PM o zrobienie zdjęć w rękawiczkach słyszę : A te rękawiczki to dla kogo skoro zaznaczyłaś środkowy palec ?? 




Wygląda na to, że rękawiczki powinien nosić jakiś nerwus :) Dobrze, że kciuki też są w innym kolorze zawsze można pokazywać OK. Jeszcze nie zdecydowałam o ich przeznaczeniu, na razie leżą i dają mi czas na zastanowienie się czy nie zamienić kolorów palca wskazującego ze środkowym. 


Po kilku przeszkodach z próbą zapisania pliku wg mojego pomysłu, a nie tak jak chciał program do rysowania wzorów, w pasku bocznym umieściłam rozpiskę na czapkę z poprzedniego postu. Schemat wzoru testowałam tylko ja, więc mogły się wkraść błędy. Do schematu jest legenda ale jeżeli coś będzie niezrozumiałe to wyjaśnię. Jestem typowym wzrokowcem i dla mnie schemat jest wszystkim jak nie ma schematu tylko opis wzoru, to daruję sobie takie dzierganie no chyba, że wzór powala to rysuję schemat. 

Na opakowaniu szafirków pisało, że sadzić od IX do XI miesiąca na głębokości 5-8 cm, ja moje sadziłam w połowie października ok 7 cm w głąb ziemi - obecnie wyglądają tak i mam nadzieję, że nie postanowiły zakwitnąć na Wigilię. 



W pochmurny dzień z nasączonej deszczówką okolicy całkiem spokojnie pozdrawiam Was :)

niedziela, 2 listopada 2014

Pod pretekstem

Ależ mi nie dają spokoju te guziki, no po prostu ciągle za mną chodzi chęć robienia ich, tylko na co komu tyle guzików obciągniętych wełną. Dobrze mieć dla nich jakieś zastosowanie bo "sztuka dla sztuki" jakoś nigdy mnie nie pociągała. 


I tak pod pretekstem rozpisywania wzoru na czapkę, a na dodatek pozbywania się kłębuszków po większych projektach mogłam zrobić następny guzik. Uwierzcie mi nic mnie ostatnio tak nie ucieszyło jak zrobienie tego guzika, no może jeszcze nowe kozaki na zimę :)) Inną sprawą jest kwestia robienia następnej czapki, bo w czapkach też specjalnie nie chodzę a kolekcję mam całkiem sporą.


 Niby takie maleństwo, niecałe 3 cm średnicy a może tak ucieszyć, guzik jest zrobiony z jedwabno-angorowej włóczki pozostałej z golfu, który robiłam na wiosnę.

golf, z którego pochodzi włóczka na guzik
 Wełna na czapkę to resztki z owsianki na moją wersję "Autumn Rose" , kolor naturalny, motki robiłam po 25 g jakieś 85 - 90 m w każdym, na czapkę poszło 68 g z guzikiem :)


Wzór liści jest z bardzo starej gazetki dziewiarskiej ( nie mam okładki ale to chyba "Mała Dina") trochę przerobiony, w najszerszej części w miejscu liści są rąby z podwójnym ryżem. Góra rozpisana tak by się ładnie zwężała, motyw początkowy wzoru to 16 oczek, więc można jeden odjąć lub dodać nie zaburzając charakteru czapki, wzór będzie dostępny za jakiś czas w PDF'ie (muszę dopracować szczegóły). Na moją czapkę nabrałam 160 oczek ( 10 motywów) ściągacz robiłam na drutach 2,5 a resztę na 3. 



 Czapka trochę śliska  ale to Bfl,  taka w stylu "Marley'a", o dziwo nie spada no ale mnie Bfl pasuje do wszystkiego. Głowy z plastiku mają wolne (czyt.: są w kartonie i nie chce mi się ich wyciągać) dlatego zdjęcia na moim mózgu.

Robiąc sezonową rotację ubrań z letnich na zimowe znalazłam skończoną czapkę, której nigdy nie nosiłam, jest w kolorze jasnej fuksji, włóczka to alpaka z wełną z dodatkiem jedwabnych chustek ufarbowanych i przędzionych przeze mnie.


 Wzór z tego co pamiętam pochodził ze stron Drops'a, muszę przejrzeć jeszcze dwa pudła ciekawe co tam jeszcze znajdę. I pomyśleć, że ostatnim wysiłkiem woli powstrzymałam się przed zakupem następnej partii włóczek w promocyjnych cenach.




Dziękując jeszcze raz za miłe komentarze pod poprzednim postem pozdrawiam Was serdecznie. 


niedziela, 26 października 2014

Z miłości do wrabiania

Nie znudził mnie, no może rękawy  już na finiszu ale tak tyci tyci, właściwie dziergać ten sweter to była sama przyjemność. Skończony,  nitki pochowane, listwy przednie podszyte, guziki na miejscu, uprany, wysuszony i gotowy do noszenia. 


najbardziej oryginalny kolor (przynajmniej u mnie)

Zrobienie swetra z własnej przędzy jest sporym wyzwaniem te godziny spędzone przy kołowrotku (w tym wypadku na każde 100 g ok 10 godzin) ale satysfakcja i możliwość noszenia czegoś tak jednorazowego są warte tego wysiłku. Specjalnie pod ten sweter chciałam cienkiej przędzy, miał to być sweter na bluzkę lub t-shirt, grubość a raczej cienkość jest taka jak chciałam. Na sweter uprzędłam 500 g runa Corriedale oraz 40 g naturalnego czarnego Shetland'a, nitka w skręcie navajo.

raglanowe rękawy i ładny nie za duży okrągły dekolt 


Projekt i rozmieszczenie wzorów oraz kolorystyka też wg mojego pomysłu ale nie będę ukrywać, że podczas dziergania projekt uległ pewnym zmianą - moim zdaniem korzystnym. Wyrzuciłam jedną linię wzoru a powieliłam linię "serc" - no jak z miłości do wrabiania to serca są jak najbardziej na miejscu :)


Od czasu jak zrobiłam pierwszą rzecz w stylu Fair Isle z tzw. steek'iem  ta metoda mną zawładnęła. Listwa wygląda tak solidnie, jest tak ładnie nabrana nic nie odstaje, normalne robione listwy nigdy mi tak nie wychodzą. Robienie w okrążeniach jest też o wiele wygodniejsze niż robienie rzędów lewych i prawych, szczególnie przy wzorach wrabianych, zawsze mamy prawą stronę przed sobą.
Nie dziergam już z myślą, że po pewnym czasie może przerobię teraz zaczynam robótkę już z bardzo ugruntowanym projektem i efekt końcowy jest ostateczny.
Pewnie, że potrafię robić rzędy prawe i lewe ale z wiekiem robię się leniwa i wybieram najwygodniejsze dla mnie rozwiązania :)

mój pierwszy zapinany w stylu Fair Isle

Na tradycyjne Fair Isle wełna też była przędziona ręcznie, może dlatego są to swetry tak mi bliskie, nawet najpiękniejsza i najmilsza wełna sklepowa nie może się równać z tą ręcznie przędzioną. Dawno zauważyłam, że noszę najczęściej te swetry z własnej przędzy, zapewne w dalszym ciągu będę dziergać ze sklepowych włóczek ale coraz mniej. 
Przy własnej przędzy mam wpływ na wszystko grubość nitki, jakość skrętu, z ilu nitek ma się składać docelowa nitka no i kolor - mogę cieniować do woli. 



Sweter jest robiony z włóczki o parametrach : 50 g - ok 240 m (trochę cieniej niż na skarpetki) części we wzory robione są na drutach 2,75 a gładkie na 2,25. Dzianina jest cienka ale nie taka prześwitująca, nie jest to sweter na dzikie mrozy ale na zimne dni będzie idealny. Szwy boczne zaznaczyłam za pomocą dwóch przekręconych oczek co wygląda całkiem zgrabnie. Rękawy robione w dół, przy tej metodzie mam pewność, że nie będą za krótkie - są jakieś 4-5 cm poniżej nadgarstka czyli tak jak lubię. Góra na bogato ale myślę, że gładki dół równoważy tą mnogość wzorów. 




Brakło mi naturalnej szarości, doprzędłam 38 g, po zrobieniu swetra zostało mi 134 g - chyba będzie czapka :) Mam jasno szary i drugi grafitowy płaszcz zimowy czapka w kolorystyce swetra powinna pasować do obu.


Serdecznie Was pozdrawiam z nadzieją, że będzie jeszcze ciepło.