niedziela, 27 lipca 2014

Malinowo

 Jak już wcześniej zapodałam, przędę runo Corriedale z myślą o swetrze we wzory wrabiane, trochę w typie Fair Isle ale nie do końca bo wzory nie będą na całości.
Motków przybywa ale bardzo wolno bo nitka to cienizna, w navajo 50 g - 210 m, taka nitka na skarpety. O kolorystyce już pisałam ale teraz mogę już nieco pokazać bo udało mi się nie dość, że ufarbować to i uprząść część tego farbowania.


Pomysł na ten sweter zakiełkował mi podczas rozmowy z Aldoną (Finextra) jakiś rok albo dłużej temu, na temat czerwieni koszenilowej. Przyszło mi do głowy i już nie chciało mnie opuścić, nawet kupiłam sobie z pięknej, cieniutkiej wełenki grafitową spódnicę pod ten sweter :) 
Oczywiście jak ufarbowałam runo PM stwierdził - takie różowe !!
Ten najjaśniejszy fragment czesanki faktycznie jest różowy i jego los rozstrzygnie się po uprzędzeniu, w nitce kolor zawsze wygląda trochę intensywniej. Zobaczymy czy zostanie w takiej formie czy nie zostanie trochę stłumiony dodatkowym farbowaniem. 


 Kolor jest trochę zimniejszą odmianą koloru malinowego, sprawdziłam to podobieństwo robiąc mikroskopijne ilości dżemu z malin. Dżemy malinowe ze sklepu są takie "rozwodnione" a mnie zależało na intensywnym smaku. Koszt malin nie za bardzo pozwala na szaleństwo ale przynajmniej kilka słoików miło mieć.


Muszę uprząść jeszcze jakieś 200 g  ale część już jest na szpuli,  zostało mi jeszcze doprząść ciemno szarego , bieli i te jasno różowe za jakieś dwa tygodnie będę robić próby. Główny motyw wzoru już mam, jeszcze ubrać w kolory, dobrać pomniejsze wzory uzupełniające, zrobić dokładny wykrój i będzie zabawa :D
Na razie cieszy mnie powiększający się stosik motków.


Wszystkie motki są przed praniem, oprócz tego jasno szarego (na zdjęciu wygląda żółtawo ale jest jasno szary) - wszystkie nitki zaraz po przędzeniu są jakby cieńsze ale runo Corriedale ma to do siebie, że po praniu nabiera solidnie objętości - niby taka sznurkowata nitka a po praniu puchnie. Przeczytałam o tym w książce o rasach owiec a teraz doświadczyłam, resztę "rozpulchnię" jak będzie wszystko uprzędzone. 


W moim życiu nastąpiły również pewne zmiany, które siłą rzeczy nastąpić musiały, jeszcze w zeszłym roku okulista optymistycznie twierdził, że nadal tylko mam nosić minusy (niespecjalnie noszę). W tym roku mam drugie, to już okulary na plus i o dziwo te zakładam - ostrość się poprawiła i mogę dokończyć koraliki :)



 Druty pod sweter niby mam ale są zblokowane na koronkowym szalu, który przerabiam co jakiś czas po kilka rzędów aż mnie nie znudzi monotonia szybko zapamiętanego wzoru - takie dzierganie na raty często mi się zdarza. Pewnie, że druty można przełożyć ale już od dawna cierpię na chorobę "ćwiartek" przy małych rozmiarach muszę mieć ćwiartki, a że nie mam drutów do skarpet w rozmiarze 2, 75 to zakupiłam.  No i zakupiłam jeszcze te na sweter też 2, 75 do wzorów wrabianych bo po co przekładać :) Tym razem popełniłam odstępstwo, uwielbiam drewniane druty ale kupiłam metalowe ostre Hiya Hiya i zobaczymy - doświadczenia opiszę.

pierwszy plus dla tych drutów nieścieralne oznaczenie grubości

Z racji tego, że same druty pakują w kartonik a listonosz (pani) obraża się jak musi przynieść coś co nie jest listem,  postanowiłam dokupić włóczkę, która może się nada na następny podkoszulek - włóczka w 100 % z bambusa, o bardzo ładnym połysku i niesamowicie miła w dotyku - zobaczymy jaka z tego będzie dzianina. 
Mam ręczniki z włóknem bambusa ale w mieszance z bawełną zobaczymy co wyniknie z samego bambusa. 
Przy takiej ilości to już była paczka pocztowa i przyjechała wozem -  uniknęłam kwaśnej miny dostarczycielki naszej poczty  :)

typowy kolor naturalny bez tej żółci
Niedzielnie, słonecznie  pozdrawiam :)

niedziela, 20 lipca 2014

Resztki

Systematycznie staram się wykorzystywać resztki ale ich przybywa znacznie szybciej niż ja je utylizuję. Praktycznie co roku robię coś z resztek ale to i tak uszczknięcie wierzchołka, nawet część oddałam chętnej osobie a i tak mam zapas na kwartał dziergania. Przypuszczam, że każda dziewiarka ma w swoich szafach poupychane takie "skarby" wyrzucić szkoda, a na większy projekt za mało.
  


 Jeszcze przed wyjazdem wiedziałam, że powinnam zabrać jakąś robótkę "na drogę", kierowcą nie jestem, za nawigację przestałam robić jak nastała era wszystko wiedzących urządzeń, czytać nie lubię bo mi literki skaczą, widoki na autostradzie pozbawione uroku - druty to najlepsza opcja na kilka godzin w samochodzie.


I właściwie robiłam na drutach tylko w samochodzie, później nie było czasu, jak wróciłam to było trochę innych zajęć, na trochę utknęły ale teraz już są gotowe i mogę pokazać "resztki" w pełnej krasie :)
Wzór to totalna improwizacja pod spory resztkowy kłębek brązowego Finnish'a, nitka na druty 2,25 a przy wzorach wrabianych spokojnie na 2,5 - nierówna, jedno z moich pierwszych navajo. Wzór rozpisany na 16 oczek na drut - oczywiście posiłkowałam się moim całkiem sporym zbiorem tego typu wzorów.
Stopa tym razem również we wzór główny by zbyt wiele nie wymyślać a i podczas jazdy trudno śledzić jakieś bardziej skomplikowane układy. 


Kolorystyka trochę przekłamana niebieskie jest turkusem z mojego bezrękawnika w stylu Fair Isle  a różowawe nie jest różowym tylko resztką z tej czapki, do tego jakiś bardzo cienki South American na imitację ściągaczy, pięty i czubki palców robione z resztki Dropsa, to złotko to pierwsze Corriedale z nylonem a biel na stopach to Bfl z jedwabiem - totalna mieszanina. 


Efekt końcowy jak widać lekko zwariowany a ja pierwszy raz w życiu miałam opory przy wkładaniu wełnianych skarpet ale to chyba raczej zdrowy objaw przy tej pogodzie :)


Przędę Corriedale, będzie tego ok 500 g, więc potrwa to dość długo a upał w przędzeniu nie pomaga, popijając miętowy napój przypominam sobie jak bardzo nie cierpię zimna :)


Moim podstawowym napojem jest woda ale niekiedy mam ochotę na coś smakowego, przy tej temperaturze wszelkie soki wypadają marnie - słodki ulepek.  Robię sobie napar ze świeżej mięty i melisy, z kilkoma plastrami cytryny (bez cukru) - chłodzę i mam smakową wodę z nutą świeżości - przy obecnych temperaturach całkiem przyjemna rzecz.

Z zapachem mięty, melisy i odrobiny pokrzywy słonecznie Was pozdrawiam.

niedziela, 13 lipca 2014

Zazdrość

Zazdrość to brzydka cecha ale tłumaczyłam sobie, że ta moja to taka dobra, konstruktywna. Zobaczyłam u Asi (JotHa) i u Ani (Chmurka) piękne motki alpaki i mi się zachciało też takich, mam jeszcze od lat kilku bardzo spore "resztki" suri w mniejszym lub większym stopniu zaparszywione trawskiem, z obrazem tych pięknych motków przed oczami złapałam za szczotki i zaczęłam czesać - ręka znowu odmówiła posłuszeństwa - boli :( 
Przynajmniej w dalszym ciągu mogę prząść, postanowiłam powolutku zacząć przygotowywać nitki na sweter, którego projekt się krystalizuje od dawna (rysunki pokazywałam jakiś czas temu). Postanowiłam, że wykorzystam runo Corriedale, lubię je za przyjemność jaką daje przy przędzeniu, lekki połysk, po praniu nitka się pięknie puszy a na dodatek w naturalnej barwie występuje w szarości (Bfl nie ma szarego). 

kreski w graficie i dość wysokie przełożenie 1 : 16 

 Jeszcze przy poprzedniej dostawie zamówiłam dla siebie specjalną mieszankę biel z 1/5 szarości - równomiernie wymieszaną. Podczas przędzenia wyglądała rewelacyjnie jakby ktoś ołówkiem naszkicował kilka kresek w kolorze grafitu - navajo kolor trochę wyrównało ale i tak jest pięknie.


W niecałych 50 g mam ponad 220 m  czyli minimalnie więcej jak włóczka z przeznaczeniem na skarpetki, sweter w założeniu ma być cieniutki taki jesienno - wiosenny, na drobne druty takie jak lubię trochę powyżej 2, 25. Naprawa ręki trochę potrwa ale przędzenia też będzie dość sporo bo oprócz tej mieszanki będzie, tam oryginalna szarość i biel Corridale, będą dwa lub trzy odcienie malinowej czerwieni ufarbowane na tym runie oraz jedyne odstępstwo trochę "prawie" czarnego Shetlana ale bardzo niewiele.  Teraz dla odmiany przędę szarość i też jest piękna.


Skończyłam również prząść mieszankę z tajemniczym składem, jest tego 100 g i trochę ponad 450 m, mam zamiar zrobić sobie z tego rękawki a raczej mitenki do łokcia na moje ciągle felerne rączki. Jedyny w 100% rozpoznany składnik jak tybetański,  nadał przędzy kremowego koloru ale również niespotykanej miękkości - takie rękawki powinny być ciepłe i miłe w dotyku ale czy powstaną zobaczymy. Przędło się źle bo jak ma bardzo krótki włos. 


 Rudy sweter w dalszym ciągu się dzierga ale zupełnie nie nadawał się do dziergania podczas jazdy samochodem, więc musiałam zabrać ze sobą jakąś małą robótkę. Na "niby" urlopie nie było wiele czasu, więc teraz kończę dzierganie skarpet z resztek ale o tym napiszę jak będą gotowe.


Pozdrawiam niedzielnie :)

niedziela, 6 lipca 2014

Chain crepe

Te kilka dni, które były niby "urlopem" przemknęły tak, że teraz wydaje się jakby to w innej rzeczywistości się zdarzyło. Jeszcze przed wyjazdem pisałam, że planuję drugie podejście do nitki typu "crepe"(wg słownika krepa lub naleśnik :) - zupełnie nie wiem jak przetłumaczyć to słowo, może większe znawczynie języka angielskiego znajdą polski odpowiednik oddający charakter tej przędzy - ja będę używać angielskiego nazewnictwa, przynajmniej ktoś nie znający polskiego się domyśli o czym piszę :)


Nitkę tego typu tworzymy skręcając jednego cienkiego singla w navajo (chain /łańcuch/ - to inna nazwa navajo)  z podwójnym skrętem, do tego przędziemy grubszego singla (takiej grubości jak to navajo) i skręcamy razem. Czesanka, z której powstała nitka podstawowa to alpaka z jedwabiem farbowana jakiś czas temu, uprzędłam z niej singla z zachowaniem przejść tonalnych.

alpaka + jedwab - farbowanie a'la "tęczowe góry w Chinach"
Już podczas przędzenia zdecydowała, że kolorem drugiej nitki będzie kolor runa naturalnego, tylko nie wiedziałam czy ma to być alpaka czy wełna. Ostatecznie zdecydowałam się na runo Corriedale w brązie, jest niejednolicie brązowe co moim zdaniem nadaje nitce jeszcze bardziej nieokreślony kolor a na dodatek jak to wełna - nitka zyskała na sprężystości. 


części składowe "mocne" navajo i singiel Corriedale
Aparat jak zwykle nie oddał kolorystyki, najbliższe prawdy jest zdjęcie pierwsze w namiocie bezcieniowym ale i tak zbyt intensywne. W rzeczywistości kolory są bardzo pastelowe, stonowane wręcz subtelne, moim zdaniem dodatek nitki Corriedale nadało przędzy bardziej spokojny i taki elegancki wygląd.


Mam trzy motki od 88 g do 92 g w długości od 180 m do 200 m, WPI  12- 13, czyli na druty powyżej 4, 5 mm. Nie wiem jaką dzianinę można z takiej przędzy uzyskać ale na sweter raczej to ona się nie nada za to na kamizelkę lub torebkę albo inny dodatek będzie rewelacyjna. Nitka jest mocna, więc może nawet na tkaninę by się nadawała. Zdjęcie pod spodem z fleszem wydobyło blask jedwabiu, patrząc na  nitkę cieszę się, że spróbowałam ją uprząść bo to cenne doświadczenie z doborem skrętów ale w dalszym ciągu uważam, że nitka artystyczna jest dla mnie raczej odskocznią, trzeba mieć konkretny pomysł na dzianinę by taką nitkę zastosować. 

W tej chwili przędę nitkę z czesanki,  której skład rozkodowuję w trakcie przędzenia. Dostałam kiedyś jako gratis białą czesankę, jest to mieszanka kilku włókien w tej chwili na pewno wiem, że jest tam bielony jak tybetański i kaszmir, dodatku wełny nie mogę do końca określić coś podobnego do South American lub Falkland,  nieznaczny dodatek moheru oraz coś co nie jest jedwabiem, tencelem i soją ale się błyszczy. Miałam nadzieję, że wyjdzie z tego super cienka nitka ale przy tak różnorodnym i nierówno wymieszanym materiale będzie to raczej średnio cienkie.

ta biel to Polwarth z jedwabiem

Podczas przędzenia przypomniałam sobie, że od dawna leży u mnie Polwarth z jedwabiem, z tej mieszanki bez problemu można uprząść nitkę na koronkę. Pod spodem navajo z Polwarthu - 28 - 29 WPI, czyli podwójnej nitki powinno być jakieś 42 WPI - a to już "lace" jak się patrzy :)


Po jak zwykle stanowczo za krótkim okresie odpoczynku w cieniu Mezopotamii z PM - Pozdrawiam niedzielnie :)