niedziela, 26 marca 2017

Pożyczka

-"Potrzebuję pieniędzy" - mówię do PM, w odpowiedzi słyszę:
-"Ja też" -  na co ja mówię : 
-" Ale ja bardziej!!" - sama ze sklepiku mogłabym kupić grępel ale wyczyściłabym konto do zera, a przecież z czegoś trzeba uzupełnić braki na półkach, wiec jedyne co pozostało to zaciągnąć pożyczkę u PM :)




Od czasu jak zaczęłam kupować wełnę za granicą, do tego przyglądać się poczynaniom innych prządek stało się dla mnie oczywiste, że prędzej czy później stanę przed problemem zakupienia gręplarki. Przez dłuższy czas jakoś temat był pomijany, owszem pragnęłam takowej, interesowałam się oferowanymi na rynku ale to co mnie interesowało było poza moim zasięgiem finansowym a to na co mnie było stać miało mankamenty, na które trudno sobie pozwolić jeśli się poważnie chce myśleć o przerabianiu może niepoważnych ilości wełny ale jednak sporych. 



 Zupełnie przez przypadek, podczas rozmowy z Moniką (Incarna) wypłynął temat mojej zachcianki, posłała mi linka do producenta małych grępli, przeglądając tę ofertę coraz bardziej utwierdzałam się w tym, że trafiłam na coś co powinno spełniać moje oczekiwania. Solidne wykonanie, grępel jest na tyle wysoki, że może stać pośrodku stołu i wygodnie się kręci korbą (możliwość mocowania też jest) ale już sam w sobie jest na tyle ciężki i stabilny, że nie widzę potrzeby by go przytwierdzać.




 To co mnie najbardziej zainteresowało to prosta wymiana głównego bębna, bo wełna jest różna i wymaga różnych taśm z igłami. Dostępne są trzy rodzaje bębnów do włókien prymitywnych 48 tpi, do wełny o drobniejszych mikronach 72 tpi oraz 120 tpi do włókien takich jak alpaka, angora, jedwab. Bębny dostępne są w dwóch rozmiarach z długimi igłami mieszczącymi 100 g batty i z igłami na 70 g.



Ja wybrałam 72 tpi z igłami normalnymi i 120 tpi z długimi, nie wiem co będzie lepsze a ze względu na koszt przesyłki wolałam kupić oba bębny na raz.  Po upewnieniu się, że dostaniemy fakturę, grępel w poniedziałek wysłany w czwartek był u mnie.




Dokumentacja z pierwszego gręplowania jest na zdjęciach, na razie jeszcze się uczę ale podoba mi się następna możliwość ogarnięcia resztek, które zostają po czesankach a na dodatek nieograniczone możliwości tworzenia własnych kolorystycznych mieszanek.



Ten skromniutki batt'cik powstał z brązowego corriedale, "lisa polarnego", merynosa w wersji seledynowej, merynosa w postaci mieszanki zieleni, odrobiny jedwabiu oraz kilku seledynowych nitek jedwabiu sari. Powinna na końcu figurować nitka jaka powstaje z takiego batta ale na kołowrotku mam nitkę z poprzednio prezentowanym farbowaniem i jeżeli ją ściągnę to nie ma szans bym skończyła zanim nacieszę się nowym nabytkiem dlatego post o nitkach będzie innym razem. Do tego czasu powinnam też poznać grępel na tyle, że będę mogła napisać coś konkretnego o jego funkcjonalności. 
Jeżeli wszystko będzie po mojej myśli to w sklepiku pojawią się krótkie serie kolorowych batów. 

Na samym końcu wstawiam zdjęcie ogromnej gręplarki, którą używałam przez lata do czesania runa, jakość zdjęcia pozostawia wiele do życzenia ale wtedy Nokia E52 była całkiem "wypasionym" telefonem :)

Maszyna wielkości małego Fiata, sens miało gręplowanie tylko znacznych ilości runa, 100 g zostałoby rozsmarowane bez śladu na wałkach. Na dodatek czyszczenie tego potwora to 5 godzin intensywnej pracy i strach czy po uruchomieniu będzie działał sprawnie, bo przestawienie któregoś wałka niszczyło błam. W tej chwili nawet nie wiem czy jeszcze by zadziałał ale wełnę kupuję tylko w czesance a te ilości, które pochodzą ze strzyży to spokojnie obrabiałam na czesakach ręcznych.

P.S. nie odpisałam na komentarze z poprzedniego postu ale oprócz zajęć zwykłych doszła mi pielgrzymka po lekarzach specjalistach, badaniach oraz szukanie przyczyny opuchlizny jednej stopy :( , co przy utrzymującej się dyskopatii jest pewnym wyzwaniem - szczególnie ubieranie i rozbieranie skarpet, wracałam lekko zmaltretowana po tych oględzinach.

Pozdrawiam Was niedzielnie z nadzieją na wielkie kręcenie.

niedziela, 19 marca 2017

Resztki, które mnie pokonują

 Kiedyś już pisałam, że zostają mi resztki czesanki, nigdy mi się nie zdarzyło urwać dokładnie 100 g, jak urwę więcej to ok ale jak mniej bardzo rzadko ale jednak się zdarza, to mi zostaje takie niepełne 100 g. Po rozdzieleniu kilograma a nawet kilku też zostaje reszta i tak się zbierają te resztki.
Może dalej bym je zbierała i jakoś z czasem starała się przerobić ale rzeczy, które zrobię "z czasem" mam całe Himalaje i jakoś ich nie ubywa.


Po ostatniej zabawie w cieniowany motek, wpadłam na pomysł przerobienia kilku resztek w włóczkę, mnie kawałki w takim farbowaniu nie przeszkadzają. Nawet lepiej, że czesanka jest w kawałkach bo farbuje się to w pojedynczej taśmie a dla 6 -7 metrów miejsce trzeba mieć.  

zdjęcie z "Color Palettes"

Z farbowaniem jest tak jak ze wszystkim jak coś się robi to ma się pomysłów tysiąc ale jak się coś robi sporadycznie to oprócz niepewności dopada mnie brak zdecydowania co do kolorystyki, dobrze, że od czasu do czasu przeglądam inne blogi. Cała ich lista widnieje u mnie pod słowem "Inspiracje" i dokładnie tak jest inspirują, dzięki Melissce mam całą paletę barw do wypróbowania:) Nie muszę się trzymać kurczowo tych kolorów, nawet nie chciałam tego wpadającego w czerń oliwkowego i tej brązowej czerwieni - zrobiłam trochę jaśniejszą paletę a z tego ułożenia barw wyszło całkiem płynne cieniowanie.
 Na zdjęcia było ostatnio albo zbyt słonecznie lub zbyt pochmurno a więcej ich nie będzie w tej formie bo czesanka trafiła już na kołowrotek, a kolory trochę przekłamane. Przy gotowej nitce użyję do zdjęć namiotu bezcieniowego by oddać drobne niuanse kolorystyczne. Mam jeszcze kilka faworytów kolorystycznych do wypróbowania więc będzie tych nitek trochę i może w takiej formie znają zastosowanie.



Na drobnych drutach dzieje się następna rękawiczka, tym razem z palcami ale nie do końca pomyślane rozmieszczenie tych palców. Opiszę jak będą gotowe na razie robię palce w pierwszej rękawiczce, no i  mankiet też uważam, że jest do poprawy. 


 Za to przyszły druty w rozmiarze 1 mm, obok leży 2 mm w bambusie celem porównania. Niestety nie ma tam gdzie kupowałam karbonów w rozmiarze 1 mm więc mam metalowe, trochę ze strachem będę testować 15 cm metalowe druty, tak drobnych drutów potrzebuję do zrobienia rękawiczek z mojej przędzy.


 Oczywiście przy okazji zakupiłam trochę włoczki, 3 motki "Cotton Merino" bo trochę się boję, że podeszłam zbyt optymistycznie z zapotrzebowaniem na sweter - jak zostanie zrobię sobie ciepłe-zimne skarpety :) No i flora na następne miłe skarpety, bo włóczki na skarpety nigdy za dużo.


W pasku bocznym pod tym obrazkiem znajduje się Pdf ze wzorem skarpet, które ostatnio zrobiłam, wzór jest to pobrania i testowania, jeśli ktoś postanowi je zrobić będę wdzięczna za wszelkie uwagi dotyczące przejrzystości schematu :) 





Pozdrawiam Was niedzielnie z lekkim opóźnieniem.

niedziela, 12 marca 2017

Łotewskie rękawiczki *

Nie bez powodu tak mnie męczyły łotewskie rękawiczki, chodziły za mną latami a próby dziergania kończyły się niepowodzeniami, których byłyście świadkami aż prawie się udało. Jeszcze nie do końca opanowane poziome łańcuszki, jeszcze niepewność przy dzierganiu mankietów ale wzory wrabiane już wyglądają przyjemnie, są takie drobno wzorzyste, że aż chce się je dziergać od razu. Oczek w obwodzie dość sporo 90 i pomimo powtarzalności wzoru nie znudziły mi się, a raczej pragnę więcej. 



Zrobiłam je dokładne wg wzoru z tej książki, książkę mam od dawna i tak jak wspomniałam próby robienia takich rękawiczek podejmuję od czasu jej posiadania ale zawsze mi wychodziły  rękawiczki dla olbrzyma. Dopiero odpowiednia włóczka sprawiła, że mogę Wam zaprezentować pierwsze skończone na podstawie oryginalnego wzoru łotewskie rękawiczki. 


Kciuk nie powstaje z dodawania oczek tylko jest wydzielony z oczek dłoni, na dodatek jest kontynuacją wzoru z wnętrza dłoni - w tym wypadku obie strony mają ten sam wzór. Na leżącej rękawiczce dokładnie widać, jak wzory wnętrza dłoni pokrywają się z wzorem na kciuku. Nie mogłam doczytać co jest po drugiej stronie kciuka więc powtórzyłam wzór z wierzchu i mam wtapiający się wzór w tło z obu stron.



Zdjęć dużo, nie mogłam się powstrzymać, pierwsze pasujące na moją dłoń rękawiczki w tym stylu i chociaż nie mam złudzeń, że te w obwodzie na 120 - 140 oczek z tej włóczki nie mają szans zaistnieć to i tak jakiś postęp jest. By robić te jeszcze drobniejsze muszę zdobyć druty nr 1 a na razie ich nie ma, no i włóczka musi być jeszcze cieńsza.
Tym razem na szerokość i długość rękawiczki pasują a bardzo długa część przy nadgarstku jest charakterystyczna dla tego wzornictwa, nie wiem jakie mają zimy na Łotwie ale stawiam na to, że im bliżej centralnej Rosji tym zimniej więc zasadne jest chronienie wszelkich newralgicznych miejsc.


W poprzednich rękawiczkach, włóczka Holst mnie nie zachwyciła ale tym razem po praniu jest właśnie taka jaka powinna być: miła, mięsista, nawet kaszmir  jakoś bardziej widoczny. Całkiem możliwe, że pojedyncza dzianina nie ukazuje całego piękna tej nitki bo we wzorach wrabianych wychodzi przednio :) Mnie kolory się podobają ale moja mama stanowczo protestuje przeciw takim burym kolorom - "zrób jakieś ładnie kolorowe, takie radosne", no cóż następne na pewno też się jej nie będą podobać, bo to co zaczęłam też szarobure. a


Za to nitki na moje rękawiczki w 100 % są moje, w dodatku wszystkie w bieli poza delikatną szarością i ostatnio uprzędzionym merynosem, który barwiony jest indygo, czesankę dostałam jakiś rok temu ale dopiero teraz miałam odwagę ją uprząść - na czesankę patrzyłam z przyjemnością i nawet nie myślałam jej zmieniać ale w tym zestawieniu wygląda pysznie :)


Pozdrawiam Was z zimnem za oknem w sam raz na takie rękawiczki :)

* muszę przyznać, że dopiero dzisiaj dowiaduję się, że moje litewskie rękawiczki są łotewskie :D
Jak to mówią, człowiek całe życie się uczy a ja naoglądałam się filmików na you tube w rozmaitych językach i wbiłam sobie do głowy, że rękawiczki są litewskie dziękuję Stacho za sprostowanie - umarłabym w przekonaniu, że czyniłam litewskie rękawiczki :D


niedziela, 5 marca 2017

Ile kosztują skarpety?

"Tak chyba ze stówę ale ja zapłacę, tylko żeby były takie z ręcznie przędzionej wełny, bo ona przeczytała u mnie na blogu, że taka lepsza, no i żeby we wzory były - stówa to dużo ale jak trzeba to ona da."
Zostałam rozpoznana po kamizelce, którą miałam ubraną, pani mnie zaczepiła, że wie  kim  jestem i co robię, grzecznie się wykręciłam z tych skarpet, dalej potężnie mi dokuczającą dyskopatią. 

Będzie dzisiaj o skarpetach ale trochę inaczej,  właśnie skończyłam jedną parę dla mojej siostry, nie jest z mojej przędzy bo zależało mi na czasie ale gdyby była to taki ręcznie przędziony motek kosztowałby skromnie licząc jakieś 75 - 90 zł. 


Wzór narysowałam sama bo mało jest wzorów na 64 oczka a taki mi właśnie rozmiar jest potrzebny, jest wiele darmowych ale nie zawsze spełniają moje oczekiwania a jak mam przerabiać to wolę narysować od podstaw.  Można też wzór kupić ceny są różne i zaczynają się od 3$.


Robię na drutach tylko wieczorami lub późnym popołudniem, w tych kilku wolnych chwilach, które zostają mi po dniu pracy. Robię na drutach nie z myślą o zarobku tylko o przyjemności dziergania ale to nie oznacza, że robię to z nudów i tylko czekam aż ktoś raczy zaproponować kupno. Potrzebuję od 10 do 14 godzin by zrobić jedną skarpetkę bo tak to średnio wychodzi, jedna na tydzień.  I tak sobie myślę, że nawet skarpet ze sklepowej przędzy nie sprzedałabym za "stówę".
Swoją pracę sobie cenimy chcemy za nią godnej zapłaty i tak sobie myślę, że w ten sam sposób należy traktować rękodzielników, nie mam pojęcia jakie są w tej chwili minimalne stawki godzinowe (chociaż nie powinno się tego tak liczyć) ale za "stówę" takich skarpet się nie kupi pomimo, że to tylko skarpety.



Skarpetki dla mojej siostry powstały z włóczki Flora, jest to lepsza wersja Fabela ale mniej trwała, za to wyjątkowo miła. Wzory pochodzą z książki A. Starmore,  wzór na podeszwie jest z internetu, od pewnego czasu preferuję skarpety z palcami robionymi do końca wzorem, chociaż tu aż się prosi zakończyć tym ciemniejszym beżem nawiązując do ściągacza i pięty to, to rozwiązanie jest lepsze.



Nic tak mnie nie denerwuje jak ciepła stopa i zimne palce bo w tym miejscu skarpetka była z pojedynczej włóczki, teraz staram się tak opracować wzór by palce też były ciepłe. 

Wzór umieszczę za jakiś czas w pasku bocznym do pobrania, wiem że jest kilka osób z małymi stopami może się przyda a kto wie może ktoś zamiast proponować stówę sam zmierzy się z takimi skarpetami. 


Zrobiłam małego psikusa, tym osobą które tu zajrzały z powodu informacji na FB, na temat miarek grubości przędzy a trafiły na przydługie wywody o cenie skarpet :) 


coraz bardziej powiększający się zestaw gadżetów 

Ale wystarczy tylko trochę przewinąć i proszę "gadżeciarstwo" w czystej postaci, na początku mojej przygody z przędzeniem i drutami niewiele mi było potrzeba wystarczył kołowrotek i druty. Przędzę nawijałam na stary wymięty zeszyt A4, przewijałam ręcznie, a z braku dodatkowych szpul nitki dwoiłam i troiłam w dzianinie, robiąc np. z dwóch singli. Nie wiedziałam, że istnieją markery i druty do warkoczy, a za agrafki do odkładania oczek robiły luźne nitki.  W tej chwili mam "leniwą Kaśkę", motowidło, karuzelę i młynek do wełny oraz calówki, które uważam za idealny wynalazek. Ostatnio do kompletu doszły jeszcze ściągi na temat grubości przędzy, długości i jak to ma się do WPI oraz do drutów i szydełka. Oczywiście nie są to stałe niezmienne, znalazłam kilka wersji różniących się niekiedy dość mocno, ja wybrałam taką, która moim zdaniem jest najbardziej uniwersalna. 
Przy wpisie o tej ściądze w komentarzach pojawiła się sugestia ze strony Melisski o przydatności "Spinners control card". Sama specjalnie jakoś nie pożądałam takiej kontrolki grubości przędzionej nitki ale mam możliwości uczynić coś takiego a raczej wiem jak. No i będą takie "miarki grubości przędzy"-  pod koniec tygodnia w sklepiku, będzie możliwość zakupu.  Po zrobieniu pierwszych mąż skalkulował cenę na 25 zł za sztukę (laser pracuje nad jedną ponad 45 min do tego dochodzi wycinanie samych formatek). 
A ja do zamówień w kwocie ok 300 zł taką dorzucę jako gratis, więc jeśli ktoś miał zamiar zrobić większe zakupy niech poczeka do przyszłego weekendu :D 
Miarka ma służyć zachowaniu tej samej grubości przędzy, przy przędzeniu większej ilości nitek pod jeden projekt, muszę to wypróbować kto wie może będzie to następny ulubiony "przydaś".


W ostatnim tygodniu przędzenia prawie nie było, powstał motek 3-nitki z mieszanki Polwarth'u + jedwab - calówka i miarka powiedziały, że ma ok 24 WPI :) 



Z tymi przydługimi wywodami pozdrawiam Was  życząc miłej niedzieli.