niedziela, 28 maja 2017

Miękko i biało

Tydzień minął w oka mgnieniu a ja znowu nic specjalnego nie zrobiłam, coraz częściej zastanawiam się jak czas szybko umyka, ktoś mi go chyba podbiera :) Udało mi się skończyć motek mojej mieszanki autorskiej, będącej już stałą pozycją w sklepiku jest to Polwarth + kaszmir + jedwab morwowy. Pomyślałam sobie, że skoro bardzo delikatne włókna to i nitkę wyciągnę super cienką więc przędłam na przełożeniu 25:1, niestety nie wzięłam pod uwagę krótkiego włosa kaszmiru. 


Jest cienko ale nie tak jak chciałam w 100 g ok 2000 m singla, marzyło mi się jakieś 2600 do 2800 m ale kaszmir pohamował moje zapędy. Zrobiłam z tej czesanki tradycyjną 3 - nitkę i muszę przyznać, że jest to bardzo ekskluzywna nitka. Na zdjęciach widać ten delikatny kaszmirowy meszek odpowiedzialny za niesamowitą miękkość, jedwab nadał nitce perłowy blask a Polwarth dodał sprężystości. Miałam jakąś niewyraźną wizję ufarbowania czesanki przed uprzędzeniem ale ostatecznie pozostała biała i właściwie dobrze bo ja dokładnie wiem jak się ją przędzie a bez koloru też ma prawo się podobać. Jest to nitka dla największych wrażliwców nie ma szans by cokolwiek  pogryzło, podrapało lub ukłuło - sama miękkość. 



Bardzo krótko zaistniała w sklepiku mieszanka włókna różanego z Falkland'em, mnie zostało z całego kilograma ok 40 g, ale to wystarczająca ilość by sprawdzić czy decyzja o wymieszaniu była słuszna. Mieszanka to 50/50,  moim zdaniem przędzie się sympatycznie, bez uniesień ale dobrze bo włókno różane zachowuje się podobnie do angory czyli włoski fruwają po okolicy ale pomimo blasku nie jest super śliskie jak alpaki czy jedwab, jest to poślizg "kontrolowany" :)


W sklepiku pojawi się znowu i to całkiem niedługo bo w piątek otrzymałam informację, że moje zamówienie z początku miesiąca zostało wysłane. Zakupiłam też samo włókno różane dla tych co nie lubią mieszanek, ja na razie nie mam pomysłu co można z takiego włókna zrobić. Te moje 40 g przerobię na 3 - nitkę (ostatnio mam jakąś słabość do tak wykończonej przędzy) i użyję w skarpetach bo może jest na tyle mocnym włóknem by mogło zastąpić nylon - a co naturalne to naturalne w dodatku ten blask może imitować jedwab :)



W minionym tygodniu zmobilizowałam się też by wszyć zamek w mój przybornik a raczej "drutownik" :) Kot z wielkim upodobaniem wysypuje mi druty ( mnie też się zdarza ;) nie było innego wyjścia, jak nie chce się spędzać czasu na kolanach poszukując rozsypanych drutów pod meblami to należy coś z tym zrobić i zrobiłam. Wszywanie zamka w gotowe już ubranko okazało się dość niewygodne ale jakoś udało mi się to zrobić, zamek trochę faluje ale przynajmniej teraz i kot i ja nie sypiemy drutami po okolicy :)
A drutów mi przybywa, bo przy ostatnio złamanym jednym druciku - mam 3 pary więcej, po dokładnym przeszukaniu internetu trafiłam na pasmanterię E-Motek i okazało się, że tam są moje ulubione bambusy o długości 5 cali czyli ok 13 cm i jak nie kupić pomimo, że już kupiło się dwie inne pary. Oczywiście nie kupię samych drutów bo kto to będzie takie gołe pakował wiec do towarzystwa wpadł motek, bo układowi kolorów a i samym kolorom nie mogłam się oprzeć.
Przy zamówieniu dostałam cały pęczek próbek włóczki i muszę się przyznać, że chociaż od lat pracuję w reklamie i jestem odporna na takie chwyty to przy włóczkach i czesankach nie mogę za siebie - zdrowy rozsądek ginie gdzieś za zamglonym wzrokiem przy gładzeniu tych nitek :)



Pochwalę się też nowym nabytkiem, kupiłam sobie maszynę do szycia - wiem tysiąc razy pisałam, że szyć nie lubię  - ale muszę, stara maszyna była całkiem prościutka, a ta ma kilka udogodnień, które umilą mi niezbyt lubiane zajęcie a kto wie może nawet się polubimy :)
Ten model ma owerlok a raczej taki ścieg, do tego opuszczane ząbki, płynną regulację długości i szerokości ściegu no i przyrząd do nawlekania igły a to już jak dla mnie duży plus. Dokupiłam kilka stopek i mogę szyć dość dużo skomplikowanych rzeczy - tylko muszę to jeszcze polubić. Na razie się oswajamy, poznajemy i testujemy :)





Miłej, prawdziwie letniej niedzieli Wam życzę.


niedziela, 21 maja 2017

Takie nic


W tym roku z premedytacją czekałam na promocję Drops'a, kilka motków w ciągu roku jakoś mi wpadnie ale przy większej ilości to taką promocję mile widzę. Po akceptacji tego swetra  PM, stwierdził że chętnie przygarnie drugi. 
Muszę przyznać, że miałam zamiar robić z innej włóczki ale po dogłębnym przemyśleniu sprawy, oględzinach poprzedniego swetra stanęło ponownie na alpace z Drops'a. 


Włókno alpaki jest mocniejsze, bardziej odporne na mechaniczne uszkodzenia, do tego lekki włosek maskuje notorycznie zaciągane nitki, które ja z poświęceniem przeciągam. Włóczka z alpaki nadaje się dla kogoś mało uważnego, a zarazem ma wszelkie atrybuty włókna naturalnego czyli grzeje wtedy gdy ma grzać, jest przewiewna gdy się człowiek zgrzeje no i moim zdaniem brud się mało ima tego włókna, chociaż trudno rzec bo sweter PM ma grafitowy :)
Tym razem sweter w kolorze ciemno szarym z grafitowymi dodatkami, a że dzierganie prawych oczek jest dość nudne to z początkiem jesieni powinnam skończyć. 


Przy dzierganiu skarpet złamałam drut w ulubionym rozmiarze 2,25 -13 cm (długość)  niby wiem, że bambusowe czy drewniane druty mogą ulec takiemu przypadkowi ale za każdym razem jestem tym bardzo zaskoczona.  Prace ze skarpetami stanęły w miejscu bo jak ja się już do czegoś przyzwyczaję to trudno to zmienić. Niestety jak się okazało drutów z Hiay Hiay bambusowych o wspomnianej długości nie ma, kupiłam dwie pary jedne 15 cm, drugie 10 cm. Okazało się, że 10 cm są za krótkie i za śliskie więc robię na 15 ale jak tylko będę widziała gdzieś 13 cm to je kupię - jak dla mnie to idealny rozmiar druta do robienia skarpet i rękawiczek.


Jedną skarpetę od palców skończyłam druga się robi ale w międzyczasie zrobiłam 2 pary metodą tradycyjną i jak widać mam zamiar zrobić jeszcze jedną bo do drutów zakupiłam jeszcze dwa motki Cotton Merino.
Skarpeta robiona od palców wydaje mi się niekształtna, chociaż na nodze wygląda zgrabnie, tylko nie na mojej bo jest za mała :) Moja siostra już się cieszy bo to w sam raz na jej stopę.


Wiosna się znalazła i najwyższy czas na przycinanie mojego drzewka liścia laurowego, drzewko obcięte a ja obieram listki i suszę będą czekały na występy w jakiejś potrawie.


Ciepłe dni pozwoliły zaistnieć roślinności w ogrodzie, oczywiście zaistniała ta roślinność, która przeżyła przymrozki, moja glicynia tak pięknie obsypana kwieciem w zeszłym roku w tym roku prezentuje się tak, że aż żal patrzeć. Jedna kiść kwiecia na suchych pomrożonych patykach, jest kilka miejsc gdzie pokazały się pędy ale 2/3 do wycięcia bo pomrożona. 
Stanowczo protestuję przed taką wiosną bez ciepła. 



Pozdrawiam Was, życząc miłej i słonecznej niedzieli.

niedziela, 14 maja 2017

Nadal mieszam

Najbardziej lubię ostatnio mieszać, smutne kawałki czesanek zamieniam w puszyste, połyskliwe jedwabiem batt'y. Nie mam za wiele kolorowych czesanek by tak naprawdę poszaleć (niedługo to się zmieni :) ale nawet z tych kilku kolorów, które u mnie po pudłach są pochowane można coś sensownego namieszać. I gdyby nie długi u PM za gręplarkę nic z tego mieszania nie trafiło by do sklepiku :) Tak mnie kusi zmieniać to w nitki.


Brązowe Corriedale, merynos w kolorze jasnej oliwki, szczypta "lisa polarnego" i jedwab w kolorze rozbielonych jeżyn i mamy wrzosowisko a przynajmniej tak mnie się kojarzy. Ukręciłam na razie jeden ale mam jeszcze czesanki na drugi.


Tą czesankę zafarbowałam z premedytacją jak farbowałam jedwab pod batt'y nie miałam od razu pomysłu jak ją wymieszać ale ostatnio gustuję w samodzielnie robionych sorbetach z mrożonych owoców i pomysł sam się nawinął. 


Sorbet "malinowo-morelowy" runo Corriedale w kolorze malin, moreli i starego złota z dodatkiem jedwabiu sari w kolorze ostrego pomarańczu i różu oraz jedwab morwowy w kolorze jasnego starego złota. 


 Kila osób mnie pytało czy pojawi się jeszcze jakieś mieszanie z różem i złotem (były takie batt'y w sklepiku pod nazwą  "tequila sunrise"). Oczywiście to co jednorazowe pozostanie jednorazowe ale można uczynić coś podobnego. Niestety do namieszania takich samych batt'ów brakło złotego jedwabiu ale miałam pomarańczowo-złoty, resztki różowego i łososiowego oraz kawałki naturalnego Chubut'a, merynosa 23 mic i Rambouillet'a.


 W tym batt"cie jest też dodatek angory ale tak niewielki, że szczyptą powinnam nazwać, angora okazała się niezwykle oporna na takie czesanie. Muszę się dokształcić z czesania tego włókna bo na razie jakoś nie za  bardzo mi chce się poddać, wygląda to mniej więcej tak jak oliwa na wodzie - nie chce się połączyć z wełną i już.


Za to ten zestaw kolorystyczny powstał jak na FB mignęło mi zdjęcie plaży ze szmaragdowym morzem, białym piaskiem i hamakiem :)


Wyjątkowo miękki batt z samych merynosów ze sporym dodatkiem jedwabiu w trzech odcieniach metalicznie niebieskiego, szmaragdowego i białego.



I to byłoby tyle na temat miłego mieszania, bo teraz będzie o tym, że nie zawsze jest tak pięknie. Kilka lat temu jak kupowałam alpakę bezpośrednio od producenta, Pani sprzedająca była w stanie mnie "pożreć" jak powiedziałam, że grępel nie załatwi wybrania paprochów z runa i lepiej ich unikać od samego początku czyli uważać by zwierzę, które lubi kąpiele w piachu robiło to jednak w piachu. 



To co leży na gręplarce to runo suri z innego źródła już przeze mnie kilkakrotnie przerobione na czesakach, mam z niego motek w I gatunku no i zostały te wyczeski, które tu widać. Paprochy podczas gręplowania z upodobaniem pozostawały w runie zamiast wylatywać od spodu (coś tam wyleciało) więc ja uzbrojona w pincetę do hafciarki pieczołowicie wydłubywałam. 


 Po godzinie takiego przebierania i przepuszczeniu runa dwa razy przez igły mam 22 gramy nie do końca pozbawione drobin trawy, za to o wiele mniej cierpliwości do tego co zostało, a zostało 2/3.
Nitka z tego boska nie będzie ale na pewno bardzo pracochłonna.


Na drutach w dalszym ciągu skarpety od palców, piętę robiłam 6 razy za skarby świata mi się nie podoba takie nabieranie oczek tzn, pomysł przedni ale jak dla mnie za dużo z tym kombinowania, ja jestem już zmanierowana robieniem skarpet od góry:)




Pozdrawiam Was niedzielnie w prawie słoneczny poranek :)

niedziela, 7 maja 2017

Spychologia

Jak się za czymś nie przepada, to się tego unika, znajduje tysiąc wymówek, zajęć ciekawszych byle nie zabrać się za to  co nad nami wisi a nie jest mile czynione. Tak to mam z szyciem, to znaczy coś tam uszyję ale muszę mieć super natchnienie a do tego jeszcze wiele chęci, najgorzej jest  jednak jak coś  koniecznie muszę uszyć. Za to z upodobaniem gromadzę wszelkie materiały, tasiemki, lamówki, koronki i nici - wszystko co do szycia potrzebne. Mam już spory stosik rzeczy, które należy uszyć ale dopiero kupno nowej pościeli zmusiło mnie do wyciągnięcia maszyny, a że święta majowe nie dopisały  piękną pogodą to i jakoś bez żalu do maszyny zasiadłam.  PM ma kołdrę 160 x 220 jak się domyślacie ciężko dostać taką gotową pościel, najczęściej kupuję 200 x 220 ale muszę wtedy ją przeszyć. 


Poszwę przeszyłam co wiązało się z wypruciem zamka z jednej strony, wszyciem z drugiej i oczywiście zszyciem, po tej operacji został mi spory kawałek materiału w sam raz na małe poszewki na poduszki. Zaopatrzona przez mamę w zamek na metry uszyłam z resztki 5 ubranek na poduszki.

poduszki są dokładnie w próbce koloru, która jest w rogu

Skoro już zaczęłam szyć to postanowiłam, że uszyję następny komplet poszewek na poduszki na sofę, poprzednie oddałam mamie bo były dla PM za śliskie a jedna zmiana poszewek to za mało - za to materiału w szafie na co najmniej 10 poszewek. 
Aparat totalnie przekłamał kolor poduszki za to lamówka jest we właściwym kolorze, poduszki przeszły test PM i zostały zaakceptowane. Ozdobny brzeg uszyłam sama z lamówki i grubego sznurka lnianego, do tego kryte zamki i poszewki gotowe ale i tak nie jest to moje ulubione zajęcie, za to szycie uzmysłowiło mi, że jednak bardzo prosta wersja maszyny ma zbyt wiele ograniczeń i czas popatrzeć za czymś bardziej wszechstronnym.




Za to bez specjalnej zachęty siadłam do kołowrotka, postanowiłam zobaczyć jak się da cienko uprząść nitkę, przełożenie 1:25 i mieszanka Polwarth + jedwab + kaszmir, to będzie bardzo długie przędzenie. 




Nitka jest bardzo cienka, cieńsza niż 60 WPI z miarki, jestem ciekawa ile metrów wyciągnę z tych 100 g a jeszcze ciekawsza kiedy to będzie :)



Na drutach skarpety z pozostałości po poprzednim swetrze, starczy prawie na dwie pary, już są całkiem białe, drugie będą w szare paski, bo braknie 20 g - pasków będzie  niewiele. Włóczka to Cotton Merino z Dropsa i jestem z niej bardzo zadowolona, jakiś czas temu zrobiłam synowi z niej skarpety i można je prać w pralce a to już duży plus dla kogoś kto ma bardzo sporo ręcznego prania.



Powstają też wolniutko skarpety robione od palców, a że to moje pierwsze tak robione to nie zdziwcie się jak ich więcej  nie zobaczycie bo jak na razie nie do końca jestem przekonana  do tak robionych skarpet.

Bardzo dziękuję za miłe komentarze pod postem o rękawiczkach :) Miło czytać tyle ciepłych słów, do tego stopnia miło, że intensywnie myślę o następnej parze ale ta będzie już w 100 % moja własna. Mój wzór, moja przędza i moje wykonanie.

Pozdrawiam Was niedzielnie z zapowiedzią następnej fali mrozu :(