niedziela, 26 listopada 2017

Drobiazgi

Wyjątkowo ciepło dziękuję za wyrazy uznania, które zostawiłyście pod poprzednim postem o rękawiczkach miałam odpowiedzieć każdej z osobna ale jak zwykle życie kreśli swoje scenariusze. 
Zauważyłam, że im więcej mam zajęć i mniej czasu tym więcej mam planów, pomysły się mnożą i kłębią. No wszystkiego mi się chce - prząść, farbować, mieszać na drumku, dziergać no jeszcze mam haftowane poduszki w głowie i święta to tradycyjnie powinnam jakieś śnieżynki zrobić na szydełku :) 

Na razie przędę wełnę na rękawiczki takie "wdzięcznościowe" miało być niebiesko z prawie czarnym ale "prawie czarny" okazał się nie do przyjęcia więc jest zimny brąz (naturalne Corriedale) oraz farbowana czesanka (też Corriadale) o nazwie teal (morski niebieski lub zielony - jak kto woli lub w zależności od światła).


Przędza jest tradycyjną 3- nitką (dalej mnie trzyma takie wykańczanie nitek) w rozmiarze ok 450 m na 100 g. 
Wcześniej uprzędziony motek naturalnego runa czarno-brązowego South American okazał się zbyt gruby a na dodatek samo runo nie wiele ma wspólnego ze swoim białym odpowiednikiem. Jest wyraźnie inne, niejednorodne, przypomina runo owiec prymitywnych z sporym dodatkiem ości ale o pięknym głębokim kolorze. Nie będzie leżał ten motek zbyt długo bo dziecko przedziera wełniane skarpety z taką lubością, że czas na nowe. Jakieś dwa albo i trzy lata temu ufarbowałam trochę runa Eider w łupinach orzecha włoskiego i patrzę na te  dwa motki z myślą jakie ładne będą z nich skarpety szkoda tylko, że sezonu nie wytrzymają bo to słabe runo. 



Finiszu doczekały się skarpety robione dla siostry (latem zaczęłam) bezkształt był z nich totalny ale po upraniu i nadaniu kształtu wyglądają całkiem przyzwoicie. Wzór z internetu z tego co pamiętam darmowy o nazwie "Broken seed", białe runo to moja mieszanka a kolor to Malabrigo iris - czesanka.

 


 Pewnie już nie pamiętacie mojego eksperymentu z cieniowanym motkiem  ale zmienił się w taką oto chustę, motek dostała siostra żony kuzyna :)), która też robi na drutach (chyba znalazłam wdzięczny materiał do testowania moich pomysłów).
Iza ( bo tak ma na imię) czasu ma niewiele ale bardzo lubi robić na drutach a co ważniejsze lubi moją przędzę :)
Chusta wprawdzie do drobiazgów się nie zalicza ale mam zdjęcia to piszę o niej od razu, bo mogę zapomnieć pokazać.


 Leżąca chusta przypomina mi łany na polach, jest zrobiona wg wzoru z internetu ( nie pamiętam jakiego) i moim zdaniem to cieniowanie jest naprawdę przyjemne dla oka aż mi się chce jeszcze czegoś podobnego.


Tylko tym razem jak będę farbować to nie będę się upierać przy jednym motku, spróbuję ufarbować fragmentami i jakoś sensownie połączyć - oby się udało bo w płynności przejść koloru cały efekt.


Już teraz ogłaszam, że 6 grudnia z okazji Mikołaja w sklepiku przesyłki będą darmowe - pewnie za tydzień ogłoszę bardziej oficjalnie ale gdyby ktoś planował wcześniejsze zakupy to może przecież skorzystać :)


niedziela, 19 listopada 2017

Prawie ideał

Bywają rzeczy, które pomimo upływu czasu mi "nie przechodzą" - tak mam od lat z łotewskimi rękawiczkami. Moje próby czynienia takowych są całkiem nieźle uwiecznione na blogu, długo ciągnęło się za mną pasmo niepowodzeń aż natrafiłam na włóczkę Holst, a raczej jej parametry były mi potrzebne 50 g - 275 - 330 m. Jak już wiedziałam jakiej nitki potrzebuję to ją sobie zrobiłam. 



 O nitkach pisałam dość dawno ale były właśnie robione z myślą o takich rękawiczkach, wprawdzie pierwsza wersja zakładała powstanie czegoś bez koloru tylko biel i szarość ale jak zobaczyłam ten wzór kwiatków a do tego miałam motek powstały z czesanki ufarbowanej w indygo (tu ukłon w stronę Moniki) to reszta jakoś się sama narysowała.


Wzory pochodzą z książek o łotewskich  rękawiczkach ale jest to składanka czyli całkiem nowy projekt na podstawie kilku różnych wzorów. No i wspomniane kwiatki - po nocach mi się majaczyły jak je zastosować. Nie jest to dokładnie to co bym chciała z tymi kwiatami czynić ale powiedzmy prawie mi się udało :)



Z danych technicznych to przędza moja 3 - nitka : jakieś 340 - 350 m w 50 g, 
druty nr 1, dwa komplety jeden z żyłką, drugie dziewiarskie. 
Z powodu braku tak drobnych drutów z innego materiału niż metal musiałam zrezygnować z robienia na dziewiarskich na rzeczy tych z żyłką, po prostu pomimo drobnych oczek druty z łatwością się wysuwały, jedynie palce robiłam na dziewiarskich. 
Wzór rozpisany na 114 oczek w obwodzie i rękawiczki pasują na moje dłonie !! nie są wielkie, "łapciowate" jak te poprzednie wersje. 
Są "prawie" idealne jedyny drobny mankament to przesunięcie bocznego paska wzoru o 1 oczko przy robieniu palców by zachować płynność i względną symetrię wzoru wnętrza dłoni. 



Mankiet rękawiczki podwójny, w środku sam dżersej w szarości robiony od dołu przedzielony pasmem *narzut, 2 oczka razem* co dało brzeg w bardzo drobny ząbek.



Po zakończeniu wzoru na mankiet nabierałam na początku tego dżerseju oczka (wypruwając nitkę tymczasową), dolne oczka przerobiłam z następnym rzędem wzoru tym sposobem oczka zamknęłam w najbardziej plastyczny sposób jaki można.


Powyższe zdjęcia z czerwca bo wtedy zaczęłam je robić, z dużą letnią przerwą ale i tak nie ma co ukrywać, przy tak drobnym dzierganiu męczę oczy bardzo szybko. W ogóle drobność oczek sama w sobie jest męcząca.  


Palce maja "boczki", kciuk ma klin, no wszystko z dbałością o szczegół, by swą misternością przykuwały uwagę. Dzianina jest niezwykle zwarta i ciepła, dodatek kaszmiru w szarej nitce nadaje im lekko meszkowatego wyglądu, są raczej z tych ciepłych rękawiczek ale o tym przekonam się jak nastanie zima. 


Patrzę na nie i już mam zamiar zrobić jeszcze jedne ale tym razem z większą ilością kolorów, kto wie może za jakiś czas znowu zechcę się zmierzyć z drutami nr 1.



Zdjęcia miały być idealne, w plenerze, w towarzystwie grafitowego wełnianego płaszcza i pary jeansów (to ten kolor w rękawiczkach) ale jedyny fotograf w domu to dwudziestoparolatek ze stanem skupienia 3-latka, więc zdjęcia względne mam dwa w tym ani jednego z całą głową. Więc musicie mi uwierzyć, że rękawiczki są w delikatnej szarości z kolorem niebieskim (jeansowym) bez względu na to co widać na zdjęciach w pomieszczeniu.




Niespecjalnie tęskniąc za aurą do noszenia rękawiczek - pozdrawiam Was :)

niedziela, 12 listopada 2017

Nowości i candy

 Paczki dotarły szczęśliwie, stany magazynowe w sklepiku uzupełnione (nie wszystko ale całkiem sporo) nowości dwie i to mocno namieszane.


 Pierwsza z nich to pasmowo wymieszane (w 5 stopniowej skali na 4) czesanki  w takich proporcjach:
37,5% - merynos z Falklandów,
25% - włókno perłowe,
25% - bambus,
12,5 % - lama (wersja uszlachetniona)
Chciałam czegoś co będzie łączyło w sobie zalety wszystkich tych włókien z nutą perłowej dekadencji w porażającej bieli. Wełna merynosów jest delikatna ta z Falklandów w dodatku wyjątkowo biała. Włókno perłowe - nowe włókno celulozowe pokryte proszkiem perłowym, bogatym w aminokwasy i minerały (cokolwiek to ma znaczyć), włókno jest filtrem UV ponoć o faktorze powyżej 30 - z tego co się orientuję to właściwie ubrania chronią przed słońcem no ale nich będzie, niewątpliwie zaletą jest praktycznie czysta biel i idealna absorpcja barwników. Lama w wersji "odwłosionej" jest samym puchem a bambus jest włóknem, z którym mam kłopot bo mam ręczniki z jego dodatkiem i je lubię, w skarpetach sklepowych też uważam bambus za ekstra dodatek ale jako czesanka mi skrzypi. Może jego niewielki dodatek okaże się  całkiem dobrym pochłaniaczem wilgoci i nie będzie skrzypiał podczas przędzenia.



 Druga mieszanka wymieszana jeszcze delikatniej bo na 3 więc pasma całkiem widoczne to:
50 % - Corriedale,
25% - włókno miętowe,
12, 5% - bambus,
12,5% - tencel

Włókno miętowe  o złotawym kolorze, to włókno celulozowe nasączone proszkiem z liści mięty pieprzowej ma ponoć właściwości antybakteryjne i chłodzące - jak długo, czy po praniu zanikają nie mam pojęcia wszak to eksperyment :)
Tencel włókno wytwarzane tak jak wiskoza z pulpy drewnianej w tym przypadku z eukaliptusa ma blask i gładkość jedwabiu.

Czesanki kupiłam po kilogramie i będę sprzedawać po 50 g bo to raczej ciekawostka, eksperyment, by poczuć pod palcami coś innego a w dzianinie doświadczyć wyjątkowości lub mierności połączenia - a jak się sprawdzą to będą pozycjami w sklepiku.



A teraz o tym co najważniejsze czyli o Candy nagroda miała być jedna ale są dwie pierwsza dla Finextra  ujęła mnie tym: " można nawet mniej szlachetnym surowcem tak uszlachetnić niezwykle szlachetny surowiec".  Dokładnie o to mi chodziło, że eksperyment może iść w różnych kierunkach a czyniony z głową dać wyśmienity efekt. W tym komentarzu znalazłam sedno sensu mieszania :)


dwie nowe mieszanki i dwie, które już od jakiegoś czasu są stałą pozycją w sklepiku
 Nowe mieszanki są opisane a starsze to:
pierwsza

48,86 % - Polwarth,
28,57 % - Kaszmir,
28,57 % - Jedwab,
druga

42,85 % - Bfl,
28,57% - lama
28,57% - jedwab


Druga nagroda jest dla Nordstjerna, jej wpis też mnie ujął  "To jest niesamowite, jak niewielki dodatek "czegoś innego" tak zmienia nitkę i sam proces przędzenia."  Dokładnie to uczucie pod palcami podczas przędzenia kiedy niewielki dodatek do wełny zmienia cały proces nie tylko podczas tworzenia nici ale już sama dzianina czy tkanina zachowuje się inaczej. 

jedna mieszanka nowość a druga z tych starszych

Bardzo proszę o adresy (poślijcie na maila) bym mogła paczuszki Wam wysłać, mam nadzieję, że sprawią Wam te czesanki trochę radości. 


Ja oprócz pozostawienia sobie celem sprawdzenia trafności połączeń nowych mieszanek kupiłam pierwszy raz barwioną czesankę. Nie jest tego wiele bo 500 g ale jak zobaczyłam ten "damaszkowy kolor" bo tak go nazwali to nie mogłam za siebie. Do tego jeszcze morski chociaż to nie do końca jest morski i ten szary beż - to zobaczyłam sweter we wrabiane wzory i przepadłam ciekawe, w której dziesięciolatce zrealizuję. 





 Zabawa z filcem trwa w dalszym ciągu, z przerwami ale trwa. Na razie wniosków kilka, drobne metalowe druty wbijają się w filc, kieszonki na druty trzeba zrobić szersze, oznakowania przygotować tak by wszystkie przyłożyć jednocześnie.




 Koniecznie kupić grubą szarą nić bo czerwona uwypukla niedoskonałości krawieckie na i tak kłopotliwe przeszywanych warstwach,  muszę jeszcze kupić jakąś stopkę, która pozwoli na szycie koło zapięcia.

Koniecznie należy zmierzyć czy zmieszczą się druty zanim przyczepi się drugą część zapięcia :) Eksperymentuję dalej i mam nadzieję na jakiś całkiem zgrabny i funkcjonalny pojemnik na druty. 


dwa zapięcia bo jedno umieściłam za nisko i druty się nie mieściły 
Dziękuję Wam za zabawę, pomimo nawału obowiązków, braku czasu napisałyście o swoich doświadczeniach z mieszankami dla mnie to inne spojrzenie jest ważne :)
Pozdrawiam niedzielnie.

niedziela, 5 listopada 2017

Nie do końca ładny sweter

Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że blog zaczyna schodzić na dalszy plan w nawale zajęć. Nie mam zamiaru rezygnować z pisania bo z wiekiem pamięć już nie ta, a to jednak całkiem dobry zbiór wiadomości lub danych technicznych różnych moich projektów, już kilkakrotnie zdarzyło mi się wracać do starszych wpisów celem odświeżenia pamięci. Mam nadzieję, że jednak jakoś uda mi się coś tworzyć by posty nie były tylko o zamiarach :) 
Dzisiejszy wpis jest właśnie taki o zamiarach jeszcze do końca niesprecyzowanych ale już coś tam można wyobraźnią musnąć. 



Ostatnio pisałam o torbie z filcu a przy okazji o chęci uczynienia jakiegoś rozsądnego etui na druty dziewiarskie. Filc już przycięty, mam nawet koronkę filcową - PM opanowuje nowy laser, jak opanuje to już mu się nie będzie chciało bawić w moje koronki więc muszę wykorzystać okazję :) Tak jak przypuszczałam brzegi równiutkie i nadtopione - trzymają fason. Do tego wycięłam z flocka (taki zamsz na kleju, do wgrzewania  w tkaniny) oznakowanie grubości drutów, moje logo, mam zakupione zapięcia magnetyczne no i teraz muszę wykombinować: ile tych podziałek, czy wszystkie równe, czy jednak zwiększać je stopniowo tak jak rośnie grubość drutów a może przy tych cienkich nie ma to znaczenia - no muszę pomyśleć.


Na razie pokusiłam się o przyklejenie ozdobnej koronki, na zdjęciu tylko przymiarka przykleiłam równo wg brzegu, mam jeszcze dylemat związany z przebijaniem się drutów przez filc, szczególnie tych w bardzo drobnych rozmiarach, chyba będę musiała poprosić PM o wycięcie większej ilości tych etui bo trzeba sprawdzić kilka wariantów - na razie nagromadziłam części składowych.


 Za to zupełnie rzeczą skończoną jest sweter z alpaki + jedwab (Drops wersja nitki mierzwiona), po praniu sweterek nie nabrał jakiegoś szlachetniejszego wyrazu w dalszym ciągu wygląd ma lekko zużytego ale postanowiłam się tym nie przejmować i uważać, że ma taki "design".


Wzór - bez wzoru, robiony od dołu na okrągło, z głębokim okrągłym dekoltem, rękaw z główką od góry za pomocą rzędów skróconych, wykończony dość długim ściągaczem. Zużycie materiału 4 motki i nadwyrężony 5.  


Ma przyciągać urodą koloru i "łachmyciarskim" wyglądem, na razie mam mieszane uczucia i sweter wylądował w szafie, chociaż znalazł amatora podczas suszenia na płask - przyłapałam  kota rozciągniętego na całości:)

Jak zwykle z powodu braku fotografa sweter na manekinie, na mnie wygląda podobnie tylko rękawki bardziej wypchane. Martwiłam się, że alpaka będzie dźgała ale w tej nitce na razie jest ok, na gołe ciało nosić nie będę ale na bluzkę  z krótkim rękawkiem czy t-shirt więc ręce są narażone.


Patrząc na ten sweter mam poczucie, że ten prawdziwy moherowy "piórkowy" jeszcze przede mną :)


Z wielką radością powitałam na początku tygodnia informację o wysłanym zamówieniu uzupełniającym stany w sklepiku,w piątek moja radość była połowiczna bo przyszła połowa. Po interwencji okazało się, że i owszem listy przewozowe na paczki zrobiono ale kurier dostał tylko jedną, drugą wyślą w poniedziałek bo im się jakoś zawieruszyła. Jak to dobrze, że moje candy opatrzyłam datą 12 listopad bo część mieszanek w paczce, która nie przyszła :( 

Podziwiając późną jesień w słonecznej odsłonie pozdrawiam niedzielnie.